Nie rozumiem, dlaczego Wostrikow został na końcu przedstawiony jako bohater. Miał przecież możliwość ewakuować załogę i zatopić okręt, wolał jednak ratować go za wszelką cenę. W tym celu wysłał sześciu ludzi na śmierć w męczarniach, resztę załogi narażając na podobny los, nie mając nawet żadnej gwarancji, że łajba doturla się do portu. Gdzie przecież stwarzałaby na dodatek jeszcze większe zagrożenie. (Choć może niekoniecznie takie, jakie zostało opisane w filmie - reaktory atomowe nie wybuchają tak jak bomby. W Three Mile Island, Czarnobylu czy Fukushimie nie było grzybka atomowego. Aczkolwiek, oczywiście, pozostaje jeszcze kwestia czy umieszczone na pokładzie głowice atomowe nie postanowią się trochę rozerwać). A napromieniowana puszka po ludzkiej konserwie pewnie i tak pewnie nie nadawałaby się już do niczego. (Choć u Sowietów to nigdy nic nie wiadomo - chociażby testując samoloty z napędem atomowym nie martwili się zbytnio, że ich załoga będzie świecić w ciemnościach).