Pomijając negatywną recenzję kogoś, kto ewidentnie nie lubi nurtu pinku eiga i zapewne sięgnął po "Kandagawa Wars" tylko dlatego że reżyserem filmu jest Kiyoshi Kurosawa, jeden z późniejszych czołowych reprezentantów J-horroru za sprawą np. "Kairo" (2001) muszę przyznać, że ja bawiłem się na filmowym debiucie Kurosawy całkiem przyjemnie. Mamy tutaj do czynienia z głupiutkim i nieco ekscentrycznym pinku eiga. W "Kandagawa Wars" dwie dziewczyny (Masami i Aki) rywalizują o pewnego chłopca z jego zaborczą matką, która zmusza syna do kazirodczego seksu. Rozpoczyna się wojenka nad rzeką Kanda...

Sporo seksu i erotyki, w tym kazirodczy, lesbijski, a także scena masturbacji. Do tego nawiązania do Hitchcocka i Godarda. Tablicę za wykorzystywanym przez matkę chłopcem zdobią chociażby takie tytuły jak "Vertigo" czy "Alphaville". W użyciu jest teleskop i lornetka, a w trakcie jednej ze scen kopulacji jeden z jej uczestników ma kwiatka pomiędzy pośladkami. I jak tu się nie uśmiechnąć.

Fani horrorów Kiyoshi Kurosawy będą jednak rozczarowani. Czas trwania: 59 minut.