PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=615202}

Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

Captain America: The Winter Soldier
7,3 191 322
oceny
7,3 10 1 191322
7,1 33
oceny krytyków
Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz
powrót do forum filmu Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz

Zacznę od tego co było źle z poprzednimi "wersjami" Ameryki (Pierwsze Starcie dostało de mnie 5, Avengers było dobre jako całość, ale sam Ameryka wyszedł słabo).

Pierwsze Starcie - Aktor. Zdecydowanie aktor. Nie podobał mi się. Nie będę pierwszy, który wspomni o poprzednim wcieleniu Chrisa Evansa, czyli o Ludzkiej Pochodni (film słaby, ale Evans się prawił). Co było źle w aktorze? Teoretycznie nic. Gdybym był kobietą, pewnie powiedziałbym że jest przystojny. Blond włosy są. Postura, jest. Problem w tym, że miał twarz trochę takiego przygłupa. W hełmie to wręcz wyglądał jak niemowlak, z wiecznie otwartą gębą. Także kreacja bohatera mi się nie podobała. Ameryka był patriotą. Kochał swój narów, kochał być żołnierzem. Kochał służyć Wujowi Samowi. Ten Ameryka jest wręcz kosmopolitą. Ani razu nie wspomina o walce dla kraju. Co więcej, postać stworzona dla propagandy przeciwko nazistom, mówi że nie chcę walczyć z nikim, tylko z tymi, którzy krzywdzą innych. Dodatkowo Pierwsze Starcie miało durną fabułę, zrobioną na odwal się (nie bez powodu jest to nazywane "Reklamą Avengers"). Te durne wtrącenia o np. historii Red Skulla, bądź pokazywane losowe akcje "Dzielnego Wyjącego Komanda, walczącego z Hydrą", czyli nic innego jak przerywniki z których nic nie wynika, z dodaną muzyczką, bądź opisem. Na koniec: brak akcji. Walki są krótkie, statyczne i pozbawione logiki. A raczej: pozbawione chaosu. Brak spontaniczności, brak nagłych zdarzeń. To tak jakby bohaterowie przed walką siadali przed symulacją komputerową, a następnie odgrywali ją co do joty.

Avengers - Ameryka jest za młody. Tak słyszeliście mnie. Wiem że był zamrożony, ale ten którego znam, Ameryka z komiksów, to postać która po odmrożeniu automatycznie wpisała się w swoją przymusową rolę - skamieliny. Mówił do młodszych od siebie "Synu", był poważny, jak prawdziwy, zdziadziały weteran wojenny. Ten tutaj to zwykły młodzik, żołnierzyk. Brak ducha II Wojny Światowej. Owszem, ubiera się staromodnie, ciągle nie rozumie nowego świata, leczy mimo wszystko oglądając go nie widziałem człowieka z II Wojny Światowej. Widziałem człowieka nowoczesnego, który stara się być człowiekiem z II Wojny Światowej. Nie czułem także w nim dowódcy. Ten film powinien się raczej nazywać "Tony Stark i reszta". Owszem, Ameryka pod koniec wydaję wszystkim rozkazy, ale była to jedna, jedyna (moja ulubiona zresztą) scena w filmie. Na koniec dodam minus z Pierwszego Starcia: mało akcji. O ile w samym filmie akcji jest dużo, o tulę Ameryka nie robi praktycznie NIC! Skaczę i robi salta, ale porządnie dał komuś w twarz zaledwie dwa razy. Z czego jeden to nieziemsko krótkie starcie z Lokim. I dlaczego on nie wtrącił się w walkę między Iron Manem i Thorem? Bo nie, nie wtrącił się. Tylko do niej przyszedł. Rzucił raz tarczą, przyjął jeden cios i koniec. Ameryka moi drodzy, jest porównywalny umiejętnościami ze Starkiem i Thorem. Jest na pewno szybszy niż Iron Man i zręczniejszy niż Thor. O jego akrobatycznych zdolnościach i umiejętności walki, prześcigających ich obu o kilometry, nie wspomnę.

To teraz czas na perełkę, czyli "Zimowego Żołnierza"!

Akcja, akcja, akcja!!! Walki są wreszcie takie, jakie być powinny! Nieprzewidywalne, spontaniczne. Pokazujące na co stać bohaterów. Zimowy Żołnierz przerzuca sobie nóż z ręki na rękę i stara się dźgnąć Kapitana na tysiąc sposobów. Obraca jego tarczę przeciwko niemu. Strzela. Rzuca granatami. Dwie walki pomiędzy Ameryką a Żołnierzem, to zdecydowanie najlepsze momenty filmu. Sam Zimowy Żołnierz (zapomnijmy o jego beznadziejnie idiotycznej scenie śmierci w Starciu) wygląda nieziemsko. Jego ramię, jego maska (zastępująca tą durną maseczkę na oczy z komiksów, która tylko narysowana wygląda fajnie), po prostu obłęd!

Ameryka nie zmienił się wiele, ale byłem już do tego przyzwyczajony. Zapoznałem się z "ekranowym" Rogersem, więc tutaj nie sprawiało mi to problemu. Fajne było natomiast mieszkanie Kapitana, w starym stylu. Stara muzyka, której słuchał, próby "powrócenia" do świata. Nie było źle. Najlepsze jest to, że wreszcie zaczął kopać tyłki. Już pierwsze sceny (po szalenie zabawnej scenie biegania wokół jeziora, z przyszłym Falconem) są obfite w skoki, uderzenia i rzuty tarczą. Dodatkowo Kapitan wreszcie pozbył się swojego pedalskiego stroju z Avengers, przywdział czarny, bardziej taktyczny, a na końcu wraca do swojego przecudownego uniformu z IIWŚ (scena ze Stanem - miodzio!). Mówi także o tym, o co walczy. Nie jest to do końca kraj, ale było blisko. Mówi że walczył zarówno o sprawiedliwość, jak i o wolność. Może być.

Dużym plusem są też postacie poboczne. Czarna wdowa - pierwszy raz powiedziałem do siebie: " Tak! Scarlet jest idealna do tej roli!". Jeżeli zrobią film poświęcony wyłącznie jej, mam nadzieję że zrobią ją taka, jak tutaj. Nick Fury - ma kilka osobistych scen (wspominam scenę z klimatyzacją :P). Pojawiają się także rozważania moralne z jego strony i bliżej go poznajemy. Jest to bardzo dobry motyw, gdyż Kapitan był chyba najbliższych "przyjacielem" Nicka. Falcon - jego debiut. Jest go raczej niewiele, ale da się go polubić. Sceny w których lata zapierają dech w piersiach, czujemy jego możliwości powietrzne! Jedna uwaga: skrzydła powinny być czerwone. Ale możliwe że to była wersja czysto wojskowa, może pokolorują je później.

Zimowy Żołnierz - taaaaaak... Jak na kogoś, czyjego imię znalazło się w podtytule, wyjątkowo mało go jest w tym filmie. Pojawia się chyba trzy razy (na długie momenty), a fabuła nawet się na nim nie koncentruję. Nie jest nawet tłem, jest pobocznym wątkiem, smaczkiem. Ale kiedy się pojawia! Łoho! Trzymajcie się foteli! Nie wiele dostajemy z jego historii (jako że czytałem komiks, byłem bardziej zorientowany), ale widzimy jego wewnętrzny ból, gdy dowiaduję się że nie wszystko w co wierzy, jest prawdą. Pragnie poznać siebie, nie jest tylko bezmózga maszyną. Scena, w której wyciąga Kapitana z jeziora, a także ta na szarym końcu, w muzeum ( nie wnosi nic do fabuły, ale do postaci owszem), są świetne. Tylko drobna sprawa: dlaczego Zimowy Żołnierz ma na ramieniu radziecką gwiazdę? Dlaczego korzysta z radzieckiej broni? Fabuła nic nie mówi o żadnych Rosjanach. Odkopali go Niemcy. Czy nie mogli mu namalować na ramieniu symbolu HYDRY?

Możliwe że już zauważyliście jedną wadę tego filmu. Tych postaci, jak na film o Kapitanie, jest STRASZNIE DUŻO. Czasem nawet zdarza się, że chętniej oglądamy Falcona i Żołnierza, niż samego Kapitana. Ale Kapitan wcale nie zostaję w tyle i widać ze jest w centrum wydarzeń. Jeżeli chodzi o Falcona i Furyego? Cóż, byli w komiksach o Zimowym Żołnierzu. Jedynie Czarna Wdowa był dodana, ale jej występ był tak świetny, że nigdy bym jej nie usunął.

Jeżeli chodzi o fabułę... Sama główna intryga, twist fabularny, jest świetna. Ale koniec końców sprowadza się to do tego samego: maniak chcę wymordować miliony osób, by zawładnąć światem, a bohater musi go powstrzymać i udaję mu się to. Wszystko dzieję się jednak w akompaniamencie świetnej dawki akcji, więc mimo miałkości głównego zagrożenia, nie narzekam.

Pomyślmy jednak o komiksie, na którym film był wzorowany. Cała ta seria, sprowadza się wyłącznie do tego, że banda szpiegów gania za jakąś kostką, próbując dowiedzieć się, co się właściwie dzieję. Koniec końców prowadzi to do zwykłej, prywatnej sprawy Kapitana, czyli przyprowadzeniu Backyego do zdrowia. To raczej nie był materiał na film. Może tak jest lepiej? To co mi się nie podobało, to to, że tutaj jak zwykle świat zostaję ocalony, w komiksach w pewnym momencie masę ludzi szlag trafił, a Kapitan nie mógł niczego zrobić. Nie twierdzę że miliony ludzi w Waszyngtonie powinna spotkać śmierć, ale przydałaby się jakaś mniejsza katastrofa, gdzieś w połowie filmu.

Czy czegoś mi brakowało? Oczywiście! Po pierwsze: Crossbonesa. Fanatyka HYDRY i Red Skulla. Facet jest tym dla Ameryki, czym Bane dla Batmana. Po drugie: Union Jacka. Jego występ w Pierwszym Starciu nawet nie powiedział nam, kim on jest. A Union Jack w nowoczesnym świecie wygląda obłędnie. Crossbonesa z chęcią zobaczyłbym w scenie po napisach, razem z Red Skullem (w tej scenie nie było żadnego z nich. Los Skulla wciąż nieznany), a brak Union Jacka może jest dobry. W końcu byłby obok Kapitana już czwartym bohaterem. Ale jakąś mała wzmianka, czy cameo, nie zaszkodziłoby (taki właśnie miał występ w komiksie o Zimowym Żołnierzu. Jedna scena, nic więcej).

Na koniec dodam, że Kapitan Ameryka jest moim ulubionym bohaterem Marvela. Wiem, to nieco dziwne, biorąc pod uwagę fakt że jest to przejaw czysto amerykańskiego ego, ale nie mogę sobie pomóc. Po prostu uwielbiam typa! Cieszę się, że nie mogę się doczekać DVD.

ocenił(a) film na 10
andrzej_goscicki

Najmocniej przepraszam ale muszę poprawić błąd. Ku mojemu zdziwieniu i wręcz oburzeniu, Crossbones BYŁ w filmie!

Ale... Naprawdę? Brock Rumlow? Nie zaczaiłem po imieniu, przyznaję się. Ale... NAPRAWDĘ? Nie twierdzę że powinni go NAZWAĆ Crossbones, ale... No... Przynajmniej... Jakiś kostium powinien mieć fajny, a nie być jednym z szaraczków, który z Kapitanem ma szanse, jak kot z wilkiem... Naprawdę Marvel...?

andrzej_goscicki

Bo ta część wprowadzała go przecież. Prawdziwym villanem pewnie stanie się w nowej części Kapitana i wtedy dostanie pseudonim Crossbones.
Scena pokazująca poparzonego Rumlowa jest nie bez powodu.

ocenił(a) film na 10
kamilx98

Może. Mam taką nadzieję. Sceny nie pamiętam, ponieważ podczas oglądania uważałem Rumlowa za podrzędnego żołnierza, pewnie nawet nie zwróciłem na to uwagi. W każdym razie odrodziłeś we mnie nadzieję ;).

ocenił(a) film na 9
andrzej_goscicki

Szkoda tylko, że taki aktor go gra. Wszyscy kandydaci na Crossbonesa wymienieni w ciekawostkach byliby moim zdaniem lepszym wyborem.

ocenił(a) film na 10
MatiZ_3

Wiesz, kiedy założy maskę, to pozostaje mi tylko nadzieja, że jego głos da radę ;).

andrzej_goscicki

Był Crossbones w Civil War, ale trochę za krótko chociaż sam aktor w wywiadzie mówił, że przecież nie widzieliśmy jego ciała, więc teoretycznie zamiast zginąć, mógł się przenieść w inny wymiar czy coś, tak jak Red Skull, no i głos dał radę, tak jak cięty język.

andrzej_goscicki

Powtarzam jeszcze raz (tak jak na Hobbicie), genialnie piszesz recenzje. :)

Może potem coś jeszcze dodam, ale teraz nie mam pomysłu, czasu i chęci.

ocenił(a) film na 10
natalii03012000

Mówiąc szczerze bałem się że ta "recenzja" jest trochę za bardzo chaotyczna. Dziękuję w każdym razie ;).

andrzej_goscicki

Nie musisz się bać. :)
Bardzo lubię ten film i również Kapitan jest moim ulubionym bohaterem Marvela, ale świetnie ujełeś temat.
Większość recenzji jest długa (Twoja też jest spora), ale w kółko powtarzane jest to samo.
W szczególności jest ,,Film był tak genialny, że...bla...bla...bla'', albo ,, Nie polecam, film beznadziejny....koniec tematu''
Jednak Ty opisałeś mase wydarzeń i masz świetne podejście.
,,I jeszcze jeden i jeszcze raz'' pisz, pisz, pisz. Może nie każdy polubi Twoją krytykę, jednak Twoje wypowiedzenia mają to coś. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones