Film jest nieporozumieniem. Po rzeczywiście dobrej i wiarygodnej (podkreślam słowo wiarygodnej) pierwszej części, spodziewałem się przynajmniej zbliżonych poziomem pozostałych. Już przy właśnie tym filmie - czyli drugiej części - wypalili taki gniot, że szkoda gadać.
Dno nieprawdopodobne. O grze aktorskiej kompletnie nie ma co się rozwodzić. Główny bohater zagrał tak fatalnie, że ciężko było zagrać to gorzej. Sekwencje w finalnej walce z Tong Po - konkretnie chodzi o przyjmowane uderzenia i markowany ból - wołają o pomstę do nieba. Nieporozumienie.

Idąc dalej. Sam finał był absolutnie absurdalny. Kumpel głównego bohatera dostaje po pysku, po czym skośnooki oznajmia, że za dwie godziny stoczy walkę z Tong Po. Seriously? Bez absolutnie żadnych emocji pojedynek z absolutnie niewiarygodnym zwycięzcą. Ja rozumiem, że to film i jest to wszystko tworzone scenariuszem, ale co musieli ćpać pomysłodawcy żeby zaserwować nam coś takiego?
Nie zrozumcie mnie źle, ale ja takiego rozwiązania nie kupiłem w absolutnie żadnym stopniu. Tutaj Tong Po powinien zwyciężyć z LOGICZNEGO punktu widzenia. Zrozumiałbym gdyby - tak jak w części pierwszej - przywiązaliby większą uwagę treningowi głównego bohatera. Gdzie rzeczywiście było widać to wszystko. Były emocje, była wola walki, był potencjał i świetnie nakreślony motyw motywacji w postaci sparaliżowanego brata.
Niestety tutaj w filmie to wszystko jest suche i puste - absolutne dno.

Na wyróżnienie zasługuje - niestety po raz ostatni - kreacja Tong'a Po. Tak jak w części pierwszej był przerażający i świetnie poddany charakteryzacji. Czapki z głów.
Cała reszta to dno den.

Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.