Zabrakło przede wszystkim tego klimatu Tarantina jak w jedynce. Czyli brak tych
charakterystycznych, hmmmmm, symboliki oraz montażu. Wystarczy spojrzeć jak się zaczyna
pierwsza część: tak jakbyśmy mięli doczynienia ze starym filmem azjatyckkim. I wiele innych
elementów: wspomnienia Czarnej Mamby, scena walki w niebieskim tle, klimatyczna muzyka...
W drugiej części tego brak, więcej za to dialogów, tak więc momentami może to lekko nudzić.
Wydaje się, że mamy do czynienia już ze zwykłym filmem przygodowym, jakich pełno, a nie z kinem
Tarantino.
Nie zgodzę się w dwójce mamy wariacje oczywiście na temat filmów kung-fu, ale też westernów (Budd ze strzelbą). Film jest bardziej nastawiony na dialogi, ale to dopiero dla mnie ukazuje sens podziału. Masakra, walk, krew i ...przerwa
Cały styl.. hmm mi się wydawało że bardziej nawiązuje do filmów walki ..kung fu i te sprawy
Obie części są świetne, ale też stawiam 1 wyżej, fajne wstawki z anime, muzyka bardziej mi się podobała zwłaszcza w finałowej scenie walki. W 2 zdecydowanie mniej się dzieje, a jest dłuższa o prawie pół godziny, na plus oczywiście Pai Mei i Bill (kreacja Oscarowa wg mnie).
Chyba żartujesz. 2 część miała przede wszystkim
więcej SENSU. W 1 dominowały walki, charakterystyczne
dla tępych i płytkich filmów akcji.
"W 1 dominowały walki, charakterystyczne dla tępych i płytkich filmów akcji"
Weźmy pod uwagę też to że Tarantino nie inspirował się produkcjami szczególnie ambitnymi. Cały Kill Bill to tak naprawdę taki filmowy żart i przede wszystkim zabawa. Jeśli chcesz coś ambitnego to są od tego inne filmy. Zabawa formą o wiele lepiej wyszła w Vol. 1, w następnej odsłonie QT skupił się na dialogu i emocjach głównej bohaterki, co było widać szczególnie przy spotkaniu z Billem i córką, to było fajne, ale sam film zostawił we mnie niedosyt choćby końcowy pojedynek. Puknęła Billa parę razy, on wstał odszedł kawałek i umarł. Z jednej strony to ciekawa scena i bardzo ładnie sfilmowana, ale jakoś mnie nie nasyciła i trochę rozczarowała. Nie tak sobie wyobrażałam to dopełnienie zemsty. A jeśli chodzi o dialogi to tak sobie, pozbawione tego luzu. Wyglądało to tak jakby Tarantino starał się na siłę stworzyć genialną wymianę zdań. Nic na siłę. Dlatego film uważam za gorszy od części pierwszej.