Z opisu wynikało, że to film idealnie dla mnie. Uwielbiam stare Bondy, kino B klasy z VHS, a także pastwienie się nad tym konwencjami które mnie kręcą. Jednak tutaj wszystko co miało zalatywać, groteską, parodią, lub choćby humorem było schrzanione. Przemoc przerysowana zupełnie nie w stronę, która dodawałaby jej jakiejś atrakcji i przez to stała się męcząca. Nie może się równać z tą prezentowaną przez Tarantino. Nie może się nawet równać z tą prezentowaną przez stare Rambo. A co gorsze poziomem wyśmiewania nie jest blisko nawet nowych "Niezniszczalnych", już nie mówiąc o filmach z Jackie Chanem.
Postacie równie kompletnie niemrawe. Zamiast dojrzałych szpiegów mamy "Małych Agentów" i ich otoczenie.
Zawiodłem się. Zawiodłem się na tym filmie i angielskim kinie, i to mnie najbardziej boli. Gdyż od momentu oglądnięcia nowego Sherlocka (serialowego) i Bonda "Skyfall" odzyskiwałem w nie wiarę, po okresie próby bycia drugą Ameryką. A teraz się okazuje, że nawet nie potrafią się z siebie śmiać, mimo że próbują, to w tym aspekcie "Jaś Fasola", czy Monty Python przewyższają je o wiele poziomów.
Dawno tak zawiedziony nie szedłem spać...