Po cichu liczyłem na wizualne uniesienie niczym w Celi i The fall. Dostałem kino akcji sci-fi (bez grama thrillera) z idiotyzmami w większości ze scen. Pościgi, strzelanki, płonący dom, walki wręcz... dużo tego. A przesłanie spłycone maksymalnie: nowe młode ciało = możliwość kopulowania z przypadkowo poznanymi panienkami i branie pigułki 1 x dz żeby przypadkiem nie było efektów ubocznych (czyli resztki moralności). Trarsem Sing to jednak tylko średniej klasy reżyser, który tańczy jak mu zagrają.