Prawda jest taka, że ten film mógł być rewolucją w historii kina. Ale niestety , wyszło jak wyszło. Miało być dzieło sztuki z Benem Kingsleyem, multimiliarderem, który zamienia swoje ciało. I początek filmu wskazywał, że tak będzie. A co wyszło?
Marna kopia Terminatora 2 z Ryanem Reynoldsem. Na pierwszy rzut oka widać, że scenarzyści dosłownie brali garściami z dzieła Jamesa Camerona.

Dlaczego jest tak a nie inaczej? Moim zdaniem winowajcą jest mały budżet filmu, który nie pozwolił na zrobienie przełomowego Sci-Fi z filizofią na temat bycia człowiekiem. "Klucz" nie jest przecież robiony przez jakąś wielką wytwórnię.
Wyobrażam sobie nawet jak to wyglądało: scenarzyści "Klucza" ,bracia Pastorowie, siedzą sobie w gabinecie i piszą scenariusz do wielkiego dzieła filmowego. Aż tu nagle wchodzi producent i mówi "Panowie, mała zmiana planów. Musielibyśmy za dużo wydać na Kinsgleya. Pozmieniajcie trochę scenariusz, aby było go jak najmniej, ok? Pamiętajcie, że mamy ogaranizony budżet". Producent wychodzi a zniechęceni scenarzyści zmieniają 80% scenariusza zmieniając film w jakiś kompletny szit. Tak więc dobry w nim jest tylko początek, a pozostałe 80% filmu ssie.

Moim zdaniem gdyby filmem zajęła się jakaś większa wytwórnia (np. Universal lub Paramount) a wykonaniem jakiś wybitny reżyser (idealny byłby tutaj Ridley Scott), i jeszcze okrasić to muzyką Hansa Zimmera, ten film byłbym arcydziełem. A póki co, niestety, jestem zmuszony dać 5/10.