"Kochankowie mojej mamy" to piękny, wzruszający film. Oglądałam, ze łzami w oczach. Jeszcze jest we mnie, jeszcze mi trudno o nim pisać. Zastanawiam się tylko nad motywami matki, dlaczego nie chciała syna od razu zabrać? Chciała sobie urządzić życie? Nie chciała go (syna) w tej chwili? Przecież, jak do niej przyszedł, nie szalała z radości..., a przecież taaak go kochała.... Rozmyślam.
Też sie zastanawiam czemu wtedy nie szalała z radości ale po przemyśleniach stwierdziłam że chciała po prostu wszystko przygotować i chatke i syna na tą całą sytuację..
Genialna rola Jandy zresztą trzeba jej przyznać że można ją kochać lub nienawidzić ale aktorką jest absolutnie genialną! Co do samego filmu to zgodzę się że jest świetny, bardzo przygnębiający ale dobitnie realistyczny. To co kocham w dawnym polskim kinie to pełen realizm rzeczywistości. Dzisiaj nawet dobre filmy są wybielane bo za bardzo by wstrząsnęły człowiekiem i nikt by do kin nie przyszedł. Komercjalizacja kina zabija rzeczywistość w jakiej żyjemy. Zostaje nam oglądać takie perełki jak ta bo niestety takie problemy (alkoholizm, porzucone dzieci, bieda) były, są i będą. Trzeba to tylko pokazywać aby ludzie zupełnie nie stracili wrażliwości i nie stali dogłębnie obojętni na los innego.
Po prostu jeszcze nie mogła może, a nie wiedziała jak mu to powiedzieć? Przecież z poprawczaka nie można zabrać dziecka od tak.
ja to tak odebrałam że mama szła po najmniejszej linii oporu, nie chciała zabrać go bo może chciała być sama z p. Witkiem. A skoro już uciekł i pojawił się w domu to nie miała serca go wyrzucić. A może myślała że 2 trutniów( p. Witek i synek) w domu to za wiele na jej skołatane nerwy. Ogólnie film pozostawił mi niesmak...
Cóż to oznacza to " po najmniejszej linii oporu" ??? jakaż to najmniejsza linia?.Linia jest nieskończona a więc ani najmniejsza ani największa.Najmniejszy może być odcinek ! a tu zapewne chodziło o LINIĘ NAJMNIEJSZEGO OPORU.
Pominę z wyrozumiałością tę "ocenę" zachowań i opinię dot. filmu
Ok Językoznawco. Jeśli nie jest jasne "po najmniejszej linii oporu" to sformułuję zdanie inaczej "...mama poszła na łatwiznę, nie chciała zabrać go bo może chciała być sama z p. Witkiem." Pasuje?
Zachowania bohaterów są dla mnie niejasne, próbuję je zinterpretować. A może mnie oświecisz?
Moim zdaniem chciała upewnić się, że p.Witek jest tym człowiekiem który zbuduje z nią dobry dom.Po tylu "narzeczonych" którym los jej syna był obojętny, po własnych pomyłkach wreszcie się ustatkowała, odzyskała spokój.. Będąc już pewną swej przyszłości(ślub z p.Witkiem) pojechała po syna, a o tym, że syn był najważniejszą osobą w jej życiu świadczy ostatnia scena, w której to p.Witek dogania idącą w przodzie matkę z synem. Janda tą rolą udowodniła chyba niedowiarkom, że ma prawdziwy talent aktorski. Warto zobaczyć jakikolwiek jej monodram w teatrze, by się o tym ostatecznie przekonać :)
Akurat ja naleze do tych osob, ktore za Janda jako aktorka nie przepadaja. I niedowiarstwo nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu dla mnie jej gra aktorska jest zbyt manieryczna. I sztuczna. Janda zawsze gra Jande, jak to ktos trafnie gdzies ujal.
Też należę do tych osób i nie rozumiem tej całej euforii wokół zupełnie niefilmowej, przesiąkniętej manierą teatralną aktorki. Popieram.
Udowodniła szybciej świetnymi rolami w uznanych filmach np:
"Człowiek z marmuru" 1976 czy "Przesłuchanie" 1982.
Zgadzam się z tym. Przecież przez cały film syn przeszkadzał matce w życiu, które prowadziła - marudził, żeby nie piła, wyrzucał proszki, wyciągał z łóżka, zabraniał sprowadzać facetów i jeszcze była wzywana do szkoły, bo kradł dzieciom kanapki... W liście, który jak się okazało napisała do kochanka, jasno określiła kto jest dla niej najważniejszy. Ona na nowo budowała swoje życie z facetem i w tym momencie syn był dla niej niewygodny.
Masz rację, wybrała wygodniejsze życie. A dziecko to nie przedmiot, który można sobie odstawić a później po niego przyjść.