Film z elementami westernu, którego akcja toczy się w niemal teatralnych dekoracjach. Przegadany i nudnawy, z deklamowanymi nieudolnie przez aktorów kwestiami. Z groźnej bestii widz może jedynie...usłyszeć mruczenie. Stanowczo nie polecam, nawet dla fanów westernów!
Coż rzec można to western psychologiczny, coś w stylu "zdarzenia w ox box" zresztą ten sam reżyser. Przede wszystkim nacisk położony jest na psychikę bohaterów. Polowanie na czarną pumę jest tylko pretekstem do ukazania, tego gdzie tak na prawdę kryje się zagrożenie i podpowiem, że nie jest to zagrożenie z zewnątrz. Teatralna sceneria uwydatnia tylko doskonała grę aktorów, chyba nie powiesz, że Robert Mitchum zagrał słabo? Poza tym nie wiem czy zwróciłeś uwagę na na to jak eksponowane są poszczególne kadry, z jaką pieczołowitością wykonane są zdjęcia, jakimiż to kunsztem wykazał się operator kamery. To western jedyny w sowim rodzaju, nie wiele powstało tak doskonałych i klimatycznych westernów, szczególnie w tamtych czasach. Dodam jeszcze, że tym właśnie filmem inspirowali się najwięksi pózniejszi twórcy tego gatunku i tytuł ten wymieniany jest we wszystkich liczących się rankingach westernów.
Dobrym aktorom o znanych powszechnie nazwiskach także zdarzało się grać fatalnie, więc znane nazwisko nie jest gwarancją dobrej gry aktorskiej. Choć, oczywiście, najczęściej tak bywa. Chcę tylko podkreślić, że zdarzają się wyjątki. Teatralnej scenerii w filmie nie znoszę i prawdę mówiąc, pierwszy raz słyszę (czytam), żeby taka właśnie sceneria "uwydatniała doskonałą grę aktorów". Dla mnie jest to synonim kiczu i kina kategorii B. Wyjątek w tej ocenie można zrobić dla bardzo wczesnych filmów z lat 20-tych i 30-tych XX wieku, gdy nie było jeszcze takich możliwości technicznych i realizatorzy ratowali się sztucznymi dekoracjami. Film obejrzę jeszcze raz, żeby zweryfikować Twoje opinie. Na razie nie wydają mi się słuszne... :-)