Pomysł wydawał mi się ciekawy, ale sam film już jakoś większych emocji we mnie nie wzbudził. Nie mówię, że jest jakiś zły, ale w moim odczuciu do miana "bardzo dobrego" też mu daleko. Sam pomysł z tym, że zapis z umysłu tego zmarłego pasażera może jednak wykreować oddzielną rzeczywistość wydaje mi się dość naciągany. Wiem, że to SF i tu takie rzeczy mają prawo bytu, ale to mnie jakoś nie przekonało.
I jedno mnie zastanawia: osoby nadzorujące operację (czyli m.in ten kulawy koleś) sądziły, że to tylko ostatnie wspomnienia z umysłu pasażera pociągu. Nie wiedzieli, że można w ten sposób faktycznie przenieść się do innej rzeczywistości, co dopiero się okazało prawdą pod koniec filmu. Zatem skąd przypuszczenia, że Colter może cokolwiek zdziałać. Według nich miał dostęp tylko do tego co pod koniec życia widział człowiek, w którego się wcielił. Nie powinno mu to umożliwiać aż takiej interakcji z otoczeniem, a przynajmniej tak powinni uważać ludzie w tym "oblężonym zamku", którzy twierdzili, że to nie jest prawdziwy świat tylko wspomnienie zmarłego.