Kupiłam i oglądnęłam dla swojego ulubionego aktora - tj. Petera Stormare. Kurcze główna, tytułowa rola... jak mozna przegapić? Jednak spotkał mnie zawód. Peter - oczywiscie, ze był wspaniały, ale tracił tą swoja orginalność.
Momentami przypominał mi Leona Zawodowcę, kiedy indziej Rambo, a na końcu to Bruce Willis z Armageddon się kłania. Nie wiem. Może to tylko przez tkwiące w podświadomości filmy Carl Hamilton niezbyt przypadł mi do gustu... Bez porównania wolę Stormare'a w rolach dziwaków, "czarnych" charakterów, mafiosów, psychopatów i zwyrodnialców...
Co do filmu. Jak dla mnie nie wyróżniał się niczym ponad przeciętność. Schematyczny. Już od samego początku wiadomo jak się skończy. Byc może moja ocena nie jest obiektywna ponieważ oglądałam to "dzieło" z babcią która wysuwała reflaksje na temat przyszłości tj. co będzie jutro miała na obiad.
Jak dla mnie 4+/10
I mam dylamat co dać... 4 czy 5?