Po tym jak członkini szkolnej drużyny biegowej umiera w tragicznych okolicznościach, ktoś zaczyna mordować jej kolegów i koleżanki z zespołu...

Slasher z katalogu Tromy. Niech was nie zwiedzie zła sława dystrybutora - film Herba Freeda jest wcale nieźle zrealizowany i daje się oglądać bez uczucia zażenowania. Co prawda, "Graduation Day" niczym szczególnym na tle ogółu podobnych produkcji z okresu się nie wyróżnia, ale dla fanów nurtu powinien być to raczej przyjemny seans. Postać mordercy nie jest szczególnie ciekawa (choć jego przebranie zainspirowało później twórców drugiej części "Ulic strachu"), ale już sceny zabójstw wypadają całkiem satysfakcjonująco. Gore wiele tu nie mamy, za to owe sekwencje są w miarę pomysłowe. W pamięć zapadają "momenty muzyczne", efektownie zmontowane i dające akcji chwilowego, ale porządnego kopa.
Z nazwisk wartych odnotowania: znany widzom głównie z występów w westernach i filmach wojennych Christopher George, wciela się w postać bezwzględnego trenera, a w drobnej roli drugoplanowej przemyka "scream queen" Linnea Quigley. Pod koniec zaś mamy ukłon w kierunku nieśmiertelnej "Psychozy" (w jednej ze scen nawet muzyka niebezpiecznie przypomina soundtrack Bernarda Herrmanna). Tyle lub aż tyle, jak kto woli. Widywałem zarówno znacznie lepsze, jak i znacznie gorsze slashery z lat 80., temu można dać szansę.