PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=873231}
6,6 161
ocen
6,6 10 1 161
Kontrakt
powrót do forum filmu Kontrakt

W pierwszej scenie filmu na czarnym tle majaczy światło lampy. W akompaniamencie muzyki to przybliża się, to oddala. Myślałem o nim intensywnie już gdy pojawiły się pierwsze napisy końcowe. Ile w naszym świecie ciemności a ile jasności? Czy aby na pewno chcemy oświetlić to co skrywa mrok? Ale od początku.

„Kontrakt” to kino mroczne, oniryczne i wymagające. Debiut pełnometrażowy Bruno Brejta, reżysera i scenarzysty, a także jego producenta – Kordiana Rekowskiego, wcielającego się także w rolę głównego bohatera.

Otrzymując zaproszenie na zamknięty pokaz filmu zastanawiałem się nad dużą odwagą twórców. Mój apetyt zaostrzył już sam trailer. Młoda kinematografia w Polsce skupia się najczęściej na zbanalizowanych, bardzo hermetycznych rozterkach świata indywidualistów. Ewentualnie stara się schlebiać naszym gustom tanim humorem rodem ze slapstickowych komedii. A tutaj? Jeszcze nieznani szerszej publiczności filmowcy debiutują pełnoprawnym filmem kostiumowym, który obiera sobie za temat sprawy ostateczne. Szaleńcy, myślałem. Jak się okazało - przede wszystkim marzyciele i rebelianci.

Debiutowanie takim obrazem to manifest i jasny sygnał dla publiczności oraz środowiska filmowego: - chcemy opowiadać o czymś więcej niż o małym żalu nad swoimi problemami. Na świecie są sprawy, które domagają się zadawania pytań ważniejszych niż o stan naszego samopoczucia.

Na ekranie obserwujemy zespół aktorów doświadczonych i takich, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki na ekranie lecz trzeba przyznać – obsada robi wrażenie. Trzy główne role, każda utkana z odmiennego języka aktorskiego, to dowód na to, że nie tylko pokazywane do znudzenia gwiazdy ekranu mają coś do powiedzenia przed kamerą. Wyciszony i kontemplacyjny Kordian Rekowski; tajemniczy i demoniczny Jacek Beler oraz kompletny aktor Teatru Narodowego – Grzegorz Kwiecień. Ten ostatni zachwyca wachlarzem nieoczywistych przemian odgrywanego przez siebie bohatera. Do tego kalejdoskop ról pomniejszych lecz jakże nadających kolorytu temu spektaklowi. Przeżywający swój aktorski rozkwit Sebastian Stankiewicz. Nieodżałowany Sławomir Pacek, niesłusznie zapomniany przez świat wielkiego ekranu, któremu reżyser stawia wyjątkowo ciekawe wyzwanie aktorskie. Ireneusz Kozioł czy ujmujący głębią zrozumienia roli Janusz R. Nowicki. Wreszcie legenda polskiego kina – Piotr Fronczewski, który gościnnie przywołuje najlepsze wspomnienia w widzu pamiętającym jego najważniejsze role. W warstwie aktorskiej brak jednak charakterystycznych ról kobiecych. A szkoda. Potencjał scenariuszowy na ciekawą rolę kobiecą jest obecny.

Krótko o fabule: jest sucha, rosyjska zima 1837 roku. Na osobiste zaproszenie cara na dwór przyjeżdża Aleksander Puszkin. Czekając na audiencję u okrutnego władcy kontempluje obraz „Sąd ostateczny” Hansa Memlinga. Od teraz przez trwający nieco ponad siedemdziesiąt minut film, będziemy świadkami reżyserskich prób odpowiedzi na pytania czy Bóg jako oddzielający sprawiedliwych od występnych działa aktywnie czy jednak tak jak chciałby przekonać nas jego największy przeciwnik, ojciec kłamstwa i mroku: zasnął. Na dworze carskim Puszkin nie jest sam. Towarzyszy mu jego miłość – Natalia. To jej uroda i czar staną się przyczyną splotu losów rosyjskiego poety z przybyłym na dwór francuskim baronem Georgem d’Anthesem.
Jedną z centralnych postaci filmu jest ktoś występujący pod tajemniczą nazwą Postać. Niczym lynchowski Mystery Man, staje się rzecznikiem ciemności, siewcą niezgody. To on inicjuje i przeprowadza D’Anthesa przez rytuał w którym ten osuwa się w szaleństwo. Od tej pory będziemy obserwować jak adwersarz Puszkina pozwoli sobie na to by otchłań rozgościła się w jego świecie, co ostatecznie zaprowadzi go na skraj człowieczeństwa.

Film przez swą nielinearną konstrukcję, podawanie scen w zaproponowanej przez reżysera formie sprawia, że podczas seansu mylimy tropy. Dzieło zaczyna żyć w każdym z inną intensywnością i podszeptuje co innego. Jest wielowarstwowe i wielopłaszczyznowe. Zmusza do zadawania pytań. Co chwila - zaskakuje. To dominujące wrażenia jakie towarzyszyły moim rozmówcom po pokazie w warszawskim Kinolabie. Jest to film do kontemplacji. Cóż mam na myśli? Wymaga od nas skupienia. Jednak za naszą uwagę odwdzięcza się szeregiem doznań na wielu poziomach.

Ujmują zdjęcia za które odpowiedzialny jest Adam Andrzejewski. Dojrzałe operatorsko, przemyślane i spójne estetycznie. Widoczna jest w każdej scenie tytaniczna praca kostiumograficzna Anny Tomczyńskiej oraz przepiękna scenografia Klary Filipowicz. Szereg niesamowitych lokacji (w tym spektakularna scena w cerkwi do której twórcy - jak dowiedziałem się po pokazie – specjalnie zorganizowali wyprawę na Ukrainę). Muzyka, która skomponowana jest z najwyższą dbałością hipnotyzuje. Last but not least – dźwięk. Czy tylko ja mam problem żeby zrozumieć co w rodzimym kinie mówią aktorzy? Tutaj tego problemu nie miałem.To wszystko sprawia, że w „Kontrakcie” odnajduję to czego dawno w polskim kinie nie uświadczyłem – nastrój. Ten film to indywidualna wypowiedź artystyczna a nie produkt zdjęty ze sklepowej półki.

Nie wszystko się jednak udało. Bezbarwna i w moim odczuciu niewykorzystana na poziomie scenariusza rola ukochanej Puszkina niestety jest niewystarczająca, żeby podbić fabularną stawkę . Zwraca uwagę nierówny rytm opowieści, nierównomierne rozłożenie scen mówionych i odgrywanych bez słowa. Język filmu jest niedzisiejszy, co dla części widzów może być poważnym zarzutem. Dlaczego jednak śmiem twierdzić, że „Kontrakt”to kino godne polecenia, kino jakiego w naszym kraju brakuje? Kontrakt” to propozycja. To kino zadające pytania o sprawy metafizyczne. To także hołd złożony wielkim mistrzom światowego kina. Kostium i historyczny sztafaż dotyka nas aktualnością pytań stawianych od zarania ludzkości.

„Kto walczy z potworami, ten niechaj baczy, by sam przytem nie stał się potworem”. To motto z Nietzschego, otwierające film, zostaje z nami na długo po projekcji. Ile w nas z potwora a ile z anioła? Nie rozerwiecie się podczas seansu. To seans Was rozerwie.

Ode mnie mocne 7/10.
Gorąco polecam.
L. Szatkowski

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones