i bynajmniej nie ze względu na stronę wizualną, bo zdjęcia są przednie, a strona formalna
ogólnie wyszukana, cokolwiek nowofalowa i - jak na tamte czasy - świeża; natomiast
wymowa, bazująca na ostrym kontraście moralności o podłożu religijnym i
materialistycznym immoralizmie, jest już nawet w odniesieniu do tamtego okresu
nieaktualna, żeby nie powiedzieć - nieco infantylna. Ostatnie to oczywiście zarzut do
scenarzystów - chyba nie godzi się człowiekowi w czasach po II wojnie światowej
(nazywanej niekiedy okresem milczenia Boga) stawiać sprawy moralności w tak czarno-
białych barwach, bez najmniejszej próby refleksji, czy jakiejś intelektualnej eksploatacji obu
tych światopoglądów, nie mówiąc już o sugestii istnienia pośrednich, albo zgoła zupełnie
innych dróg.
Mimo wszystko kunszt Bologniniego wydźwignął ten ledwie zarysowany problem do więcej
niż przyzwoitego poziomu i dzięki temu powstał niezły film.