Zasadniczo nastawiłem się na film gdzie główną rolę będą grały dialogi. Tymczasem dostałem rasowy film akcji, strzelanin i pościgów jest więcej niż w typowym filmie ze Stallonem. I tu powinienem się zawieść, bo od takiego kina stronię, ale akurat "Król..." jest cholernie klimatycznym kinem. Zero pozytywów, wszyscy są tu źli, miasto spowija mrok, a całość jest tak odrealniona że przypomina wręcz baśń. Ładunek przemocy, seksu i wulgaryzmów tylko potęguje te atmosferę beznadziei. Do tego jeszcze aktorstwo, trochę wkurzają co prawda nasi "dobrzy" gliniarze bo grają na jedną minę, ale Walken i Fishburne są świetni. Muzyka też nadzwyczaj dobra. Abel Ferrara uwielbia szokować, ale czasem prócz tego efektu czasem uda mu się lepszy film i tutaj mamy świetny przykład.