Lubię Keanu Reevesa, nawet bardzo - mimo iż doskonale wiem, że aktorem jest marnym. No i w tym akurat filmie to wyszło bardzo boleśnie na jaw.
O ile w np. "Matrixie", "Speed" czy "Constantine" i tym podobnych produkcjach ciężar filmu nie spoczywał wyłącznie na barkach Keanu (oprócz tego były efekty, szybka akcja, oryginalna fabuła itp.), to tutaj niestety, film poległ. Bo atrakcyjność "Królów ulicy" zależała w wielkiej mierze od gry Reevesa, jego siły przekonywania do swojego bohatera. No i nastąpił klops, bo Keanu nie rozpoznałby gry aktorskiej, nawet jakby mu siedziała na głowie:( Niestety, z bólem to przyznaję, jako że naprawdę lubię tego sympatycznego aktora - w filmie wyszedł kompletnie nijak. Wszystko było niezłe, poza nim samym. Pozostali aktorzy (nawet Laurie w małej rólce), klimat, składna fabuła, niezła akcja - te elementy były bez zarzutu. I pomiędzy tym wszystkim płaski i bez wyrazu Keanu. Wszystko popsuł. Szkoda Reevesa do "Królów", szkoda też "Królów" na Reevesa. Aktor pasowałby lepiej do innej roli, albo ze wsparciem filmowego partnera (który by go jakoś "podkręcił"), a film byłby świetny, gdyby główną rolę powierzono komuś z większym talentem aktorskim.
A tak - zmarnowało się. Ciała dała osoba od castingu, co tu kryć;)