Ogólnie film bardzo dobry, może fabuła trochę schematyczna, ale za to dużo smaczków, nietypowych zagrań i do tego świetna gra aktorów, wśród których same znajome
twarze. Fajnie byłoby do końca, ale niestety okazuje się, że źli policjanci zostali pokonani (konkretnie zabici), a dobry policjant nie poniósł konsekwencji, bo są też inni dobrzy
policjanci, którzy go wspierają. Buahaha, bardzo mnie to zniesmaczyło, ale już mi przeszło. Oto z hollywodzkiej, choć przyjemnej bajeczki z wartką akcją film zmienia się w 5
minut w propagandę o wspaniałych stanach, gdzie dobro pokonuje zło, bo są dobrzy policjanci. Nie podoba mi się to zakończenie. Ale cieszy mnie (w pewnym sensie), że 5
lat po powstaniu film scenariusz się ziszcza poprawiony o realia. Oto weteran z Afganistanu i Bahrainu Walk Christopher Dorner, uczciwy glina o nieskazitelnej opinii, który
próbował walczyć z korupcją, zostaje zwolniony, ponieważ jest niewygodny! Oto rzeczywistość! Jak musiał być ten człowiek sfrustrowany, że podjął tak drastyczne kroki? Były
snajper pisze 20stronicowy manifest obnażający prawdę o LAPD, gromadzi broń, świetnie zna partyzantkę i taktyki policyjne i rusza na polowanie uzbrojony po zęby.
Pierwsze osoby zabił jakieś dwa tygodnie temu. Policja zaczyna na niego polować, a w mediach blokada informacyjna. Polecam bliżej zapoznać się ze sprawą, w telewizji o
niej nie usłyszymy. Koleś już nie żyje, ale na pewno będzie z tego mocny film i mam tylko nadzieję, że produkcją zajmie się Megan Elllison, a reżyserią Bigelow i pokażą to
bez oceniania, tak jak było i będą kolejne oskary :) Bo rzeczywistość jest o wiele bardziej przykra niż "Królowie ulicy", ale nie można jej ukrywać. Mimo wszystko daję 8 za
sporo dobrych scen. Film mnie zaciekawił i wywołał emocji, chociaż temat oklepany. Pozdrawiam