PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=267545}

Kraina marzeń

Dreamland
7,1 465
ocen
7,1 10 1 465
Kraina marzeń
powrót do forum filmu Kraina marzeń

W czasach nachalnie lansowanych premier, z reguły przeładowanych efektami specjalnymi, z gwiazdami, które nigdy nie dziękują dublerkom (o co te czasem mają wielki żal) postanowiłem sięgnąć film niepremierowy, bez wielkich gwiazd, bez efektów specjalnych. „Kraina marzeń” debiutanta Jasona Matznera, z 2006 roku, spełniała wszystkie te warunki. Od razu powiem, że nie rozczarowałem się.

Obraz amerykańskiej prowincji, zwłaszcza tej biedniejszej, jest bardzo fotogeniczny, o czym filmowcy z USA nieraz zapominają. I raczą nas raz po raz widokiem eleganckich wnętrz, lśniących samochodów, doskonale ubranych postaci - przerywając to widokiem panoramy wielkiego miasta, filmowanej z helikoptera. Tymczasem odrapane przyczepy – domostwa, samochody – stare graty, pustkowie z walącym się barakiem na horyzoncie – również są OK. Tak właśnie wygląda tytułowa „Kraina marzeń” - formalnie parking dla przyczep, a tak naprawdę osada życiowych rozbitków i nieudaczników. Rzecz dzieje się w Nowym Meksyku, w pobliżu Albuquerque, najwyraźniej będącego w USA symbolem zadupia (w innych filmach do Albuquerque zsyła się za karę podpadniętych agentów FBI lub żąda w testamencie rozsypania na tym „końcu świata” prochów).

Historia jest prosta: dwie mieszkanki osady łączy przyjaźń, wybitna uroda – i nic więcej. Calista (Kelli Garner – co za biust!) jest chora na stwardnienie rozsiane. W rezultacie jej życie to głównie marzenia – oczywiście inspirowane telewizją. Marzy o zostaniu Miss Ameryka, chciałaby grać w serialach, być celebrytką. Jej stylizacja na Marylin Monroe, choć ani razu nie nazwana w filmie po imieniu – jest oczywista. Z kolei Audrey (Agnes Bruckner) to inteligentna dziewczyna , mająca zapewnione miejsce w college’u zdolna poetka, która jednak uważa, że chory ojciec i przyjaciółka mają pierwszeństwo. Pojawia się również ten trzeci – ujmujący młodzieniec o imieniu Mookie (w tej roli Justin Long), który burzy spokój ducha obydwu przyjaciółek.

„Kraina marzeń” udowadnia, że fabuła nie jest najważniejsza. Dzielna Audrey poświęcająca się dla bliskich, uroczy Mookie - jak z marzeń grzecznej nastolatki (i jej matki) – to przecież banał. Ich perypetie, komplikacje, porażki (najpierw) i sukcesy (później) – to również banał. Nie inaczej nazwałbym jaskrawą biel zębów Bruckner i Garner, chyba niezbyt często spotykaną wśród rzeczywistych społecznych wyrzutków (zresztą ta pierwsza, zwyczajem obecnych gwiazd, niemal cały czas ma otwarte usta). A i sama osada jest zdecydowanie zbyt idylliczna, bez śladu awantur, przeklinania i przemocy. Pomimo tak niebezpiecznej zawartości banału uważam jednak , że „Krainę marzeń” zobaczyć warto. Oto powody:

Zdjęcia. Po prostu fantastyczne – pustkowia i przestrzenie Amerykańskiego Zachodu pokazane są rewelacyjnie. Każda stopklatka mogłaby być plakatem. Po drugie – muzyka. Stworzyli ją różni wykonawcy, ale całość pozostaje fantastycznie spójna i oryginalna. Chwilami mamy stylizację bluesową, przypominającą muzykę Ry’a Coodera, kiedy indziej klasyczną elektronikę w stylu Tangerine Dream. No i aktorki. Znana głównie z B-klasowych produkcji Bruckner to rasowa piękność, mająca przy tym dość osobowości i charyzmy żeby grać zbuntowane poetki z marginesu . Kelli Garner to również czysta radość dla oczu. No i poszczególne sceny: Calista „lecząca się” poprzez ukąszenia rozdrażnionych pszczół, zarządca parkingu wypatrujący przez teleskop UFO – i w parę minut później placek na pizzę podrzucany przez kucharza, uchwycony w zwolnieniu i niebieskiej poświacie... Jednym słowem - warto!

Zapraszam na stronę: http://www.rekomendacje.npx.pl

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones