Z jednej strony jak na ekranizacje gry było bardzo przyzwoicie - w porównaniu do takich ,,hitów" jak ,,Wing Comander", ,,Tomb Raider" czy ,,Hitman" film sprawia naprawdę pozytywne wrażenie. Nie wszystko jednak się udało: mam wrażenie, że to co mogło być ciekawą historią, z baśniowym i orientalnym klimatem po raz kolejny utonęło w morzu komputerowych efektów specjalnych i chaotycznej akcji pędzącej w tempie oszalałego młodzieńca z ADHD, który na dodatek nawdychał się jakiegoś ziela. ;) Zawodzi też, że kreacja Ben'a Kingsley'a nie jest lepsza - tak doskonały aktor mógł być znacznie lepiej wykorzystany w roli złoczyńcy, tymczasem kreowana przezeń postać nie jest ani tak groźna, ani tak przebiegła jak powinna być. Również fabuła była w ogólnym zarysie dość oklepana: bohaterowie na rutynowej misji ratowania świata.Muzyka gdzieś gra w tle ale absolutnie nie zapada w pamięć. Tyle narzekania! Co poszło dobrze? Wspaniałe są pejzaże w filmie: pustynia, komputerowo generowane miasta, sprawiają wrażenie całkiem realnych, namacalnych a jednocześnie urokliwie pięknych miejsc. Również wysmakowane dekoracje bardzo ładnie się prezentują. Kostiumy sprawiają wrażenie autentycznych szat z tamtego okresu i cieszą oko swoim bogatym krojem i żywymi kolorami. Między dwójką głównych bohaterów - księciem i księżniczką - nieco iskrzy, ich dialogi są żywe, zabawne i wypowiadane przez aktorów ze swadą. Jake Gyllenhaal dobrze sprawdza się w roli wygimnastykowanego herosa, a Gemma Arterton też gra przyzwoicie a wygląda... Hmmm, tylko ją schrupać! ;)
Cieszy, również, że w banalna fabułę wpleciono komentarza do obecnej polityki USA - zawsze to cieszy, gdy film prócz efektownej otoczki, ma coś do powiedzenia, nawet gdy zostało to już powiedziane milion razy wcześniej. Tak więc film jest przyzwoitą przygotówką z przesłaniem, ale do klasyki gatunku raczej zaliczać go nie będą.