Na Andersona leciałem jak na skrzydłach ale jest to pierwszy jego obraz który mnie zawiódł. Wyraźnie widać, że reżyser miał w głowie, pewnie od dawna, 3-4 pomysły, jednak nie były one wystarczające do oparcia o nie tego 100 minutowego obrazu. Wyszło z tych pomysłów to, co widziałem w kinie. 2 całkiem zabawne historie, 1 historia bez rąk, nóg, bohaterów i fabuły, jedna dziwna długa scena z Owenem Wilsonem na początku, wszystko połączone wspólnym motywem redakcyjnym którego mogłoby nie być.

Gdyby to były krótkometrażówki to wyszłoby super. Gdyby oprócz lokacji był choć jeden inny wspólny motyw między historiami, np. Wspólna postać to wyszłoby lepiej. A tak wyszedł gniot. Ładny, bo to w końcu Anderson, więc będzie ładny, ale nadal gniot.