Wbrew pozorom jest to film który zawiera elementy spaghetti westernu. Mamy więc samotnego bohatera który mimo dobrego charakteru nie lubi się z władzą i ma ku temu poważne powody. Gdy trafia do pobliskiego miasteczka powiadomić o znalezionych martwych oskalpowanych żołnierzach wdaje się w bójkę gdzie szeryf okazuje się równie nikczemny jak garska miejscowych. Tam ratuje z opresji młodego zawadiakę i razem z nim dołącza do bandy planując w przebraniu odebrać pieniądze po które zdążał ów zmarły oddział. Po nie do końca udanej akcji zostaje jednak zdradzony przez niedoszłych kamratów. Na domiar złego dołącza nie mając wyjścia do wojskowego konwoju udającego się wraz z zaopatrzeniem i wredna żoną oficera ku fortowi w Alamo. Po drodze robi wszystko żeby nie ujawnić swej tożsamości wyjętego już spod prawa cywila a Indianie nie próżnują i depczą niewesołej kompani po piętach. Niestety dowódca to zarozumiały służbista a kolejne zdarzenia utrudniają całą wyprawę. Tak więc cała podróż może się się zakończyć przedwcześnie krwawą jatką... Jest tu klimat włoskiego westernu gdzie ludzie nie są jednolici a zdarzenia nie oczywiste. Mamy dużo akcji jak również ciekawe sytuacje i wyraziste postacie. Pojawia się oczywiście wątek miłosny też nie typowy... Także dla wielbicieli gatunku pozycja obowiązkowa a reszcie polecam gdy nudzą sztandarowe historie o niezłomnej kawalerii...