Arnaud Desplechin niezmiennie opowiada o sobie. Tym razem ubiera historię młodego studenta zdobywającego świadomość polityczną i przeżywającego pierwszą miłość, w szaty thrillera. Nie zmienia to faktu, iż jego pierwszy metraż będzie nam się kojarzyć z następnymi.
Historię Mathiasa można więc potraktować jako rozwinięcie wątku w rozpoczynającego "My Golden Days". Jest to mroczne kino, ale niewątpliwie opowiadające historię inicjacyjną. Spełnia swe zadanie, przekazując emocje twórcy na taśmę filmową oraz korespondując z jego następnymi utworami. Jeśli oceniać je w oderwaniu od nich, można poczuć znużenie rozciągłością historii. Do tego intryga nie jest tak zawiła jak obiecuje opis. Dlatego ewentualny widz nie powinien oczekiwać żadnej dynamicznej makabreski, a po prostu porządny wstęp do filmografii interesującego reżysera.