Tak, jak w arcydziele Zhanga Yimou dzieje Tajwanu w dekadach lat 30, 40 i 50 opowiedziane są przez pryzmat wędrownego mistrza teatru marionetek, który w Tajwanie łączy się ze sztuką opery. Nie ma tu wyrafinowanej estetyki filmowej i aktorstwa, ale jest podobny taoistyczny dystans do Historii, która nie szczędzi jednostce cierpień. Akcja filmu dobiega czasu wyzwolenia Tajwanu spod japońskiej okupacji, ale próżno doszukiwać się w tym filmie jednostronnej nienawiści do okupanta - przemawia życie, nie ideologia.