Niesamowite, jaką popularnością cieszy się Tomb Raider na tej liście dyskusyjnej...mnie to osobiście przeraża.
Ten film można określić jednym wyrażeniem - beznadziejna gra komputerowa na ekranie kinowym. W TB nigdy nie grałem, bo nie lubię strzelania+wspinania+skakania+strzelania. Skoro film NIE MA scenariusza ani żadnej dookreślonej postaci (oprócz głównej bohaterki ;) i jest - jak na współczesne standardy - brzydki, fatalnie fotografowany i nieefektowny, to może to po prostu jest tylko gra...bo przypuszczam, że w grach z serii quasi-fabuła też była tylko pretekstem do "zabawy" bez użycia mózgu. Bo w filmie tylko strzelają i gadają bez sensu.
Jest to - moim zdaniem, oczywiście - żałośnie, a wręcz beznadziejnie zrealizowany film...szwankujący w każdym możliwym momencie fabuły...przepraszam - quasi-fabuły. Parę przykładów - Lara czyta list od ojca, rozlega się głos z offu, po chwili pokazują Jona Voighta dyktującego właściwie tekst twarzą do kamery...??? Mnóstwo idiotycznego slow-motion w najbardziej nieodpowiednich momentach, co świadczy o bezradności ekipy wobec potencjalnie emocjonujących i dynamicznych scen akcji - momentami to wyglądało jak kino klasy B z pięknym Lorenzo... Fatalne i sztuczne efekty specjalne... pojedyncze, straszliwie nieudane sceny - Lara pod prysznicem - muzyka i ujęcia jak w pornosie klasy...D nawet...slow-motion przy wyłanianiu się ekipy Powella na Islandii, ze śmigłowcami w tle (jeszcze przy dźwiękach najmniej udanego kawałka NIN ;)... Jeszcze FATALNA MUZYKA, tak straszliwie nieciekawe techno...sam bym mógł ten film wyreżyserować, dobrać do scen akcji odpowiednią muzykę i jeszcze napisać scenariusz...
Czy coś w ogóle wyszło? Otóż obsadzenie Angeliny w roli Lary to jest pomysł genialny...tylko dzięki niej obejrzałem tego potworka do końca. Dziękuję jej bardzo, że zgodziła się chodzić w tej obcisłej garderobie...mniam... A tak poważniej - kilka małych scenek i już charakter filmowej Lary w sumie znamy - przykłady: rozmowa z lokajem po scenie z prysznicem, czy w mojej opinii prawdziwa perełka w tym filmie - mini-wybuch i Lara wyrzucająca do kosza żarcie z mikrofali - jeden gest, a tyle mówi - jest tomb raiderem, jedną z najpiękniejszych kobiet świata ;), walczy na wszystkie możliwe sposoby...a tu takie coś...pewnie z najprostszymi domowymi rzeczami nie daje sobie rady, bo lokaj wszystko za nią robi. Jest jeszcze ładna scena z akrobatyką na linie i pianinem w tle.
Lara Croft, czy raczej Angelina Croft (jest piękna, zgrabna, gdybym miał 14 lat, pewnie mdlałbym słuchając jej angielskiego akcentu, no i to jest przecież oscarowa aktorka ;) to moim zdaniem postać zmarnowana na całej linii. To mogłaby być bohaterka na miarę Indiany Jonesa Spielberga & Co., ale to co obejrzałem załamało mnie potężnie i okrutnie... Marzył mi się przed obejrzeniem Tomb Raidera taki crossover - film z Fordem i Jolie...takie symboliczne przekazanie pałeczki... Marzenia zostały zdeptane. Never loved.