z kina wyszedłem lekko wstrząśniety i poruszony, zmuszony do zastanowienia....nie wiem czy dobrze interpretuje ten film ale wydaje mi się reżyser zostawia nam bardzo pesymistyczną myśl - w dzisiajeszym świecie nie ma miejsca na miłość, autentyczną bliskość z drugim człowiekiem..Mona okazuje się naiwna - uwierzyła że istnieje prawdziwa miłość, otworzyła się przed kimś kto według niej ją kochał, zderzenie z rzeczywistością okazało się bardzo bolesne....a wątek brata? Pawlikowski twierdzi że wiara bywa czasem tylko próbą wypełnienia pustki, i czasem jest równie powierzchowna jak uzależnienie od alkoholu...brat Mony się zmienił ale czy na pewno? wiara przez niego prezentowana jest bardzo powierzchowna i tak naprawde nie jest w stanie go zmienić, wręc przeciwnie popycha go do przemocy.....to opowieść o desperackiej próbie wypełnienia pustki i bezsensu, które okazują się z góry skazana na niepowodzenie.. no i oczywiście muzyka Goldfrapp doskonale pasuje do filmu