Dla mnie to nie do pojęcia. "Lwa w Zimie" stawiam w jednym rzędzie z
"Ben Hurem", "Ojcem Chrzestnym" , czy "Dwunastoma Gniewnymi Ludźmi".
Absolutnie niczym im nie ustępuje, może nawet przewyższa.

Nie potrafię wskazać minusów tego filmu, wszystko tu jest rewelacyjne.
Potknięcia nawet jeżeli są to niezauważalne. Emocje kipią, ma się
wrażenie że zaraz wybuchną, 2,5 godziny mija niepostrzeżenie, zero
znużenie, wręcz przeciwnie chciałoby się więcej i więcej. To niezwykłe
jak film o XIII wiecznych problemach dynastycznych (czy może bardziej -
o dysfunkcyjnej rodzinie(królewskiej) ) posługujący się w swoim
dramatyzmie właściwie tylko słowem potrafi trzymać w napięciu lepiej niż
99,9% thrilerrów czy to tych pełnych strzelanin i pościgów, czy to
jakichkolwiek innych.

"Lew w Zimie" jest perfekcyjny w każdym aspekcie, ale dwa spośród nich w
szczególności powalają na kolana:


Raz : dialogi - mistrzostwo świata. Inteligencja, błyskotliwość,
sarkazm, emocje, nawet humor. Nie ma zbędnego słowa, jedyne czego się w
nich nie znajdzie to banał.


Dwa : Aktorstwo. Nie przesadzę jeśli powiem że to najlepiej zagrany film
jaki w życiu widziałem (a trochę widziałem). O'Toole i Hepburn za swoje
kreacje powinni trafić do Sevres jako wzorzec aktora. Na tych kreacjach
powinni uczyć studentów w szkołach aktorskich. Jakim cudem Peter nie
dostał Oscara nie wiem i nie chcę wiedzieć.
Ale i reszta obsady nie odpuszcza, świetny Dalton, Hopkins choć przede
wszystkim John Castle - rewelacyjny jako przebiegły intrygant Geoffrey-
czystej krwi polityk.


Podsumowując starczy stwierdzić: Arcydzieło, jeden z najlepszych filmów
wszechczasów. Lektura obowiązkowa kazdego kinomana.