Jakże różna jest świątynia ostatnich kadrów „Nostalgii” Tarkowskiego od świątyni w zakończeniu filmu Zwiagincewa. Tamta – choć jest ruiną - płacze, czuje, wznosi się z obumarłego ziarna. Ta – choć jest nowa – straszy nędzą człowieka i nieobecnością Boga, wzniesiona na krzywdzie mechanika samochodowego, jest świątynią ‘na opak’ – słowa władyki wywracają prawdę do góry nogami i dosłownie zaprzeczają temu, co w życiu głosi. Podobnie jak w poprzednich jego filmach, najbardziej u Zwiagincewa przeraża nie zło, które się dzieje tu i teraz, ale to, że jest wieczne – zawsze zostaje przeniesione na kolejne pokolenie. Ciągle pod powiekami mam obraz mera z pierwszego rzędu w świątyni, który na słowach o tym, że prawda jest najważniejsza całuje w czółko swojego synka…
Te same wrażenia. Na biblijnego Lewiatana nie było mocy i sposobu. Wydaje mi się, że jego środowiskiem jest nasza naiwna wiara. Lewiatan wykorzystuje ją cynicznie, wsączając od dziecka misję. Dorastając orientujemy się, że jesteśmy dymani. Ale jest już za późno. A niektórzy z nas, ci bardziej cyniczni, zasilają armię Lewiatana. I tak już od Faraonów.
Jedyna nadzieja, że porzucimy naiwną wiarę i skorzystamy z rozumu.