oczywiście, że Charlie. Od samego początku nie podobał mi się ten Viktor. Jak dla mnie był strasznym egoistą i dbał tylko o swoje potrzeby. Jak można w podróży przedślubnej zostawić swoją narzeczoną i zajmować się interesami. Sam sobie na takie zakończenie zasłużył :] muszę przyznać, że pierwszy raz oglądałam ten film i bardzo mi się podobał. Nawet w niektórych momentach łezka w oku mi się zakręciła, więc film na prawdę dobry.
Oczywiście, że Charlie! :-) Jak wszyscy hehe To oczywiste, bo Victor w ogóle nie interesował się Sophie. Coś na zasadzie: "moje, już zaklepałem", to już nie trzeba się starać.
Zdecydowanie Charlie ze swoim uroczym brytyjskim akcentem <3 do tego przystojny i z charakterem!
Ugh, dlatego dałam tak niską ocenę (m.in.), bo świetnie rozumiem zachowanie Victora (miał plany i ogromną pasję, a z Sophie znali się juz mnóstwo lat, kochał ja i szanował jej zdanie, a ona przyzwalała na jego samorealizację kosztem wspólnego czasu. Pozwalała, miejmy to na uwadze.), ale jak po, roku od zaręczyn, można rzucić wieloletniego narzeczonego dla jakiegoś nadętego, angielskiego bubka ? Sophie sama przyznała "Wiem jaki jesteś i uwielbiam to w tobie". Acha, więc cię rzucam, bo tamten co prawda wydawał się taki a taki., ale okazał się chyba inny, a to było przeznaczenie.
No luuuuuuudzie, no ????
To gdzie tu ta wielka miłość ?
Acha, nie zapominajmy, że miłość Romea i Julii trwała całe 4 dni, ona miała 14 lat, a sztukę napisał Anglik. Tak, to wiele wyjaśnia.
takie już są komedie romantyczne, głowna bohaterka/bohater zazwyczaj rzuca partnera dla kogoś nowego kogo poznał w jakiś tam okolicznościach np podróż;)
Tu spodziewałam się jednak głębszego przekazu, bo miałam nadzieję, że "Listy..." nie są kolejną głupiutką komedyjką (uśmiechnęłam się może ze 2 razy). Sama historia poszukiwania miłości sprzed lat jest ujmująca, lecz plan główny niweczy całość. Liczyłam na to, że Sophie dostanie kosza od Charliego z tą cała Patricią, a Victor puści ją kantem, bo to głupia dziewucha była i tyle :)
ciężko stwierdzić, bo Victor wspaniale gotował, co dawało mu plusa :D a z kolei Charlie dopiero później przekonał się do obecności Sophie kiedy razem z Claire szukali Lorenza.. ale po ostatecznych przemyśleniach raczej zostałabym przy Charliem :)
Myślę, że Charlie bo jednak bardziej do siebie pasowali ale nie przesadzajmy, że Victor był taki straszny! Otwierał właśnie własną restaurację, więc zajmowało mu to mnóstwo czasu, ok, taki okres w życiu i tyle. Jednak mimo tego starał się znaleźć chociaż chwilę dla Sophie- na przykład jak był na tej aukcji, a ona zadzwoniła, odebrał telefon mimo tego, że był zajęty. Mógłby przecież odebrać i od razu powiedzieć, że nie ma czasu albo w ogóle nie odebrać. No i przy zerwaniu zachował się bardzo na plus bo powiedział szczerze, że taki po prostu jest i nie potrafi się zmienić. Sophie też nie była do końca w porządku bo zamiast powiedzieć, że po prostu zakochała się w innym (i raczej nie powiedziała mu o pocałunku z Charliem), nagadała coś, że powinni chcieć być ciągle razem. Dobrze ale czy Victor nie zapraszał jej w te wszystkie miejsca, w które się wybierał? Ona odmawiała bo ją to nie interesowało. Poza tym sama powiedziała, że przyjechali do Włoch bo Victor miał się spotkać z tymi wszystkimi ludźmi. Wychodzi więc na to, że on wcale nie musiał jej tam zabierać ale chciał żeby z nim była. To nie była przecież podróż poślubna. Dobrze, że się rozstali bo Victora wszędzie było pełno, żył na pełnych obrotach, a Sophie lubiła zwolnić. Nie mniej jednak jej gadka przy zerwaniu zajechała mi ściemą. :D Sorry za wykład. :D
A ja bez zastanowienia odeszłabym od Victora, bynajmniej nie do Charliego, który dał się poznać na początku z najgorszej strony - i ta strona na pewno doszłaby do głosu przy pierwszym jakimś kryzysie w związku. Odeszłabym do wolności od egoistycznych, niedojrzałych facetów, a gdyby się zdarzył jakiś inny, naprawdę fajny, no to "nie powiem nie". :)