I choć uwielbiam postatomowe klimaty ten film nie potrafił mnie do siebie przekonać. Strasznie łopatologiczne ujęcie tematu.
Do Stalkera nie ma porównania.
Lepiej, żeby była pustynia i gangi na motorach w zrujnowanej Ameryce, nie? To dopiero jest nowatorskie i nieschematyczne.
Jakim prawem porównujesz ten tytuł do Stalkera? Fabuła Stalkera - NAWET W DOSŁOWNEJ interpretacji nie dotyczy powojennego świata. Geneza powstania Zony jest nieznana, padaja domysły że spadł tutaj meteoryt, umarł Bóg - ale to nie istotne, bo przecież chodzi o wydzwięk i w najwiekszym skrócie odwieczny konflikt (Stalker - kaznodzieja, reprezentuje religię. Profesor, racjonalizm i naukę. Pisarz - uczucia i sztukę).
Zgadzam się, film mało subtelny, szkoda, że tego cytatu Einsteina i innych naukowców nie pokazano na samym początku, wiedziałbym czego się spodziewać.