nieśmiertelności starszego Joe?
Weźmy choćby scenę z początku, gdy młody Joe spada na samochód. Starszy celuje do faceta na "balkonie", przy czym nie próbuje się nawet niczym osłonić. Ten na górze ma lepszą widoczność i łatwiejszy cel + jest osłonięty przez drabinki. To samo było jak go złapali. Idzie przez korytarz i nawet nie próbuje się chować przed kulami za ścianą czy gdziekolwiek. Przecież tam było kilku typa, którzy do niego strzelali, nikt go nawet nie drasnął.
Trochę realizmu by nie zaszkodziło, bo naprawdę głupio to wygląda.
Było jeszcze parę bezsensownych scen jak np. odcinanie kończyn i wiadomość "przyjdź za 15 minut..." zamiast wpakować młodszej wersji kulkę w łeb albo ryzykowanie takich właśnie sytuacji, wysyłając starsze wersje młodszym do zabicia.
Najbardziej mi zgrzytnęła jednak ostatnia scena, dlaczego Joe nie strzelił sobie w rękę, palec, cokolwiek. Mógłby uratować wszystkich. Młody nigdy nie stałby się zły, bo miałby matkę. Rozwiązań jest mnóstwo. Mógłby znaleźć te Chinkę i wziąć z nią ślub i wtedy oboje mieliby żony i dzieci albo mógłby wychowywać małego, kontrolując czy nie staje się zły i wtedy wyszłoby na to samo = żona i dzieci.
A w związku z tym, że się zabił powstały inne problemy, o których już się wszyscy rozpisywali (m.in. paradoks dziadka).
Teraz zakończenie moim zdaniem jest głupie. Nie dość, że się zabił, choć nie musiał to nie kontroluje tego jak będzie wychowywany dzieciak, a na dodatek "wymazał" całą historię ze starszym Joe.

No dla mnie takie mocne 6/10, ale muszę przyznać, że dzieciak naprawdę dobrze zagrał.