Udało im się wystartować. I wyobraź sobie, że dopiero w ostatniej chwili (!), bo na plecach czuli już oddech pędzących całą watachą na koniach mongolskich zbirów. Wszyscy lecą w kierunku zachodzącego Słońca, nie mogąc się opanować i przepełnieni radośią przybijają sobie "piątki" i takie tam. Na horyzoncie widzimy miasto i tyle. Przed napisami końcowymi pojawia się jeszcze kilka szybko "rzucanych na ekran" zdjęć, z których dowiadujemy się m.in., że pilot i jego czarnoskóry pomocnik założyli własną linię lotniczą, dr. House pogrywa sobie w golfa, kucharz założył z żoną wymarzony bar, a inny z robotników powrócił na łono rodziny. KONIEC.

Zapomniałeś dodać że konstruktor (planista) samolotu został włączony do jakiegoś programu NASA... to już było żenujące..

planista zabija rannego a po paru scenach jeszcze go przepraszają...eee