PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=7451}
3,7 1 586
ocen
3,7 10 1 1586
3,0 5
ocen krytyków
Lubię nietoperze
powrót do forum filmu Lubię nietoperze

Na pierwszy rzut oka obraz „Lubię nietoperze” ma w sobie wszystko to, co powinno zwierać filmowe straszydło – motyw wampirzycy upozowanej na rasową famme fatale, twardo stąpającego po ziemi naukowca, który długo będzie przekonywał się do istnienia zjawisk nadprzyrodzonych, wreszcie szpital psychiatryczny, gdzie lubująca się w krwi bohaterka wcale nie będzie wyróżniającą się i najoryginalniejszą z person tam zamieszkujących. Co prawda większość scen rozgrywa się za dnia, ale Warchoł nie rezygnuje z typowo horrorowego anturażu – wprowadzania atmosfery dziwaczności, pokazywania odludnych miejsc skąpanych w mroku, wreszcie niezwykłych indywiduów wyłaniających się z oparów mgły. Jest oczywiście i wampirzyca, ta jednak wrażenia nie robi. Funkcjonuje głównie za dnia, pije krew tak, ale tak abyśmy tego nie widzieli, a jeżeli już wyrusza na polowanie, przywdziewa szatki prostytutki, której żaden mężczyzna oprzeć się nie może. Dlaczego film Warchoła trudno nazwać inaczej jak niezjadliwy? Przede wszystkim dlatego, iż reżyser nie ma pojęcia o tym, jak opowiadać obrazem. To, że ekipa nakręci ileś tam ujęć i scen, a później na stole montażowym połączy się je w miarę logiczną całość wcale nie znaczy, iż efektem końcowym będzie przykuwający uwagę film. Oglądanie produkcji Warchoła do droga przez mękę – opowieść jest przeraźliwie nudna i strasznie wydumana. Nie ma w niej za grosz napięcia, niektóre sekwencje – np. ta z na wpół obłąkanym naukowcem kolekcjonującym na plaży wszelakiej maści odmieńców - pasują do całości jak pięść do nosa. Wątki zapożyczone z anglosaskiego kina grozy zamiast wzbudzać emocje zostały ledwo zasygnalizowane. Na dodatek, nie wiedzieć czemu, Warchoł postanowił uczynić świat przedstawiony filmu zawieszonym zarówno w czasie jak i przestrzeni. Niby akcja dzieje się współcześnie, świadczą o tym chociażby gadżety, którymi posługują się bohaterowie, filmowa przestrzeń jednak ewidentnie stylizowana jest na retro – wystarczy spojrzeć na pojazdy, wnętrza budynków oraz sposób ubierania się bohaterów. Podobnie rzecz się ma z miejscem akcji. W obrazie Warchoła nie pada ani jedna nazwa własna.Osią fabularną filmu Warchoła jest nieodwzajemniona miłość głównej bohaterki, wampirzycy przypomnę, do cieszącego się uznaniem psychiatry. Początkowo lekarz traktuje kobietę jako kolejny przypadek, którym będzie musiał się zająć. Nie widzi w Izie ani pięknej, atrakcyjnej kobiety, ani pacjenta, którego schorzenie wymaga szczególnego zainteresowania. Z czasem jednak mężczyzna przekonuje się do wampirzycy, całkowicie ulega jej urokowi. Rzecz w tym, iż u Warchoła te miłosne perypetie nie mają w sobie ani temperatury, ani pikanterii. Reżyser nie łamie żadnego tabu, pokazuje związek naukowca z wampirzycą tak, jak robią to dzisiaj seriale – bez emocji, niedomówień, za to z ogromną ilością niepotrzebnych słów. Beznamiętna miłostka bohaterów emanuje na resztę wątków, z których utkana została fabuła. Film Warchoła pozbawiony został jakiegoś wyrazistego punktu kulminacyjnego, a co za tym idzie efektu suspensu, na fundamencie którego można budować napięcie.Czy „Lubię nietoperze” to film od początku do końca źle skrojony? Tak, choć kilka drobiazgów zasługuje na zainteresowanie. Jednym z nich jest nieduża rola Jonasza Kofty. Legendarny autor piosenek zagrał bogatego narkomana leczącego się w ośrodku profesora Rudolfa Junga. Podobieństwo do Klausa Kinskiego oraz charakterystyczna ekspresja sprawiają, iż z całej trupy aktorskiej to właśnie jego kreacja zapada w pamięć. Zaletą filmu są także zdjęcia zamku w Mosznej, nazywanego „polskim Disneylandem” lub „bajkowym zamkiem”. Fantastyczna budowla z dziewięćdziesięcioma dziewięcioma wieżami i wieżyczkami robi wrażenie, zwłaszcza jeśli nie wie się, iż takie cudo znajduje się w Polsce. Zabawna jest także scena rozgrywająca się w klubie nocnym – tam nasza bohatera najczęściej rozpoczyna polowanie na swe ofiary. Widać, że „dzieło” kręcone było w połowie lat 80. ubiegłego wieku. PRL-owski kicz króluje zarówno w wystroju lokalu – duża reklama Malboro ma uczynić go „zachodnim” – jak w wyglądzie pracujących w nim pań.Jest to kolejny słaby polski horror na poziomie Łza księcia ciemności.

ocenił(a) film na 4
DoktorLejdo

Lekarz który leczy z wampiryzmu. Sama tematyka jest zabawna choć na pewno jeżeli mówimy o polskich horrorach film lepszy niż W lesie nie zaśnie nikt

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones