W dwóch trzecich film wydał mi się nędzną namiastką "Gorzkich godów", brak emocji
zastępującą golizną rodem z pornosów. Trochę życia wniosła dopiero końcówka i z
nijakości wyłonił się sens. Błędne, samonapędzające się karmiczne koło w którym nic się
nie ukryje. Niezła zabawa dla znudzonego widza:) Szkoda tylko że przed tym wszystkim
trzeba było się trochę pomęczyć znosząc erotyczne, niczym dla scenariusza nieuzasadnione
fanaberie reżysera prześwietlającego Paz Vegę prawie z ginekologiczną dokładnością. Co
jak sądzę mogło być dla tej ostatniej (jeśli jest inteligentna) dość upokarzające. Ale taki już
los aktora. Ślepe narzędzie w rękach bardziej lub mniej zdolnego twórcy filmu. Co zrobić?