NIKIFOR (Krystyna Feldman) – (65), Łemko, żebrak, malarz samouk, na wpół niemowa. W Krynicy uchodzi za pomylonego. Znany z bezwartościowych obrazków, których nikt nie bierze nawet za darmo. Budzi strach albo śmiech posturą i niewyraźną mową. Niepiśmienny. MARIAN WŁOSIŃSKI (Roman Gancarczyk) (40 lat) - malarz, absolwent ASP w Krakowie. Plastyk w Domach Zdrojowych. Żona, dwie córki. Akcja Krynica, 1960. Do mieszczącej się przy deptaku pracowni Włosińskiego wchodzi Nikifor i rozpakowuje swój warsztat malarski. Spokojne, uregulowane, zaplanowane do ostatniego szczegółu życie Włosińskiego ulega zakłóceniu. Włosiński próbuje pozbyć się natrętnego gościa. Postanawia odnaleźć rodzinę Nikifora. Okazuje się, że Nikifor żyje całkowicie samotnie. Mieszka kątem, nie ma nawet metryki. Z punktu widzenia prawa... nie istnieje. Włosińskiemu udaje się tylko ustalić, że pochodzi z matki niemowy i nieznanego ojca (krynicka plotka głosi, że był nim Gierymski). Włosiński nie należy do entuzjastów malarstwa ludowego, jednak w miarę jak poznaje Nikifora, zaczyna doceniać jego dzieło. Widzi żarliwą wiarę Nikifora, a jednocześnie duchową wolność. Odkrywa, że malarstwie oznacza ona niezależność od opinii, w życiu - brak przywiązania do doczesności i głęboką pokorę. Widzi, jak sam jest głęboko zniewolony przez malarskie wykształcenie - uzależniony do malarskiej tradycji, od ocen i sądów. Od marzeń o sukcesie, o materialnej stabilizacji. Wychodzi na jaw, że Nikifor ma otwartą gruźlicę. Włosiński, dzieląc z nim pracownię ryzykuje nie tylko własnym życiem – ma rodzinę. Nikifor nie chce iść do szpitala, szkoda mu czasu, chce malować. Włosiński, aby umieścić go, musi wziąć nad nim opiekę prawną. Na tę wiadomość żona wraz dziećmi przenoszą się do Krakowa. Nie pomagają tłumaczenia, że Nikifor jest umierający i ta opieka jest na kilka miesięcy. Jest rok 1967. Minęło 7 lat. Nikifor ciągle żyje. Spotykamy Włosińskiego i Nikifora w przededniu największego, polskiego triumfu Nikifora – wielkiej, retrospektywnej wystawy w warszawskiej "Zachęcie" (skądinąd spóźnionej, bo w tym czasie Nikifor zaliczany jest już do piątki najwybitniejszych "naiwnych" świata). Widzimy, jak zmieniło się życie Włosińskiego. Porzucił malarskie ambicje. Sensem jego życia stała się opieka nad genialnym malarzem. Przypłacił to rozpadem rodziny. Mija kilka miesięcy. Włosiński czuwa przy łóżku umierającego Nikifora. Przyjeżdża żona Włosińskiego, być może jest to początek pojednania.
Kim był Nikifor
Nikifor /1895-1968/, fascynująca postać sztuki europejskiej XX wieku. Malarz uliczny i analfabeta, który zyskał sławę równą najwybitniejszym współczesnym polskim artystom. Uprawiał sztukę w skrajnie niekorzystnych warunkach materialnych, gdyż większość życia spędził w ogromnej biedzie, często bezdomny, samotny, niezrozumiany, na przekór losowi postanowił zostać malarzem i cel swój osiągnął. Dzisiaj obrazami jego szczycą się wielkie muzea i kolekcjonerzy dzieł sztuki na całym świecie. Na aukcjach dzieł sztuki akwarele Nikifora osiągają niewiarygodne ceny. Przez całe życie Nikifor był bardzo mocno związany z Krynicą, gdzie mieszkał i tworzył. Był barwną postacią, swoją "przenośną pracownię" rozkładał codziennie w różnych punktach uzdrowiska, z widzenia znali go więc wszyscy mieszkańcy i kuracjusze. Pomimo to, Nikifor do dzisiaj pozostał osobą tajemniczą, a jego życie i twórczość obrosły wieloma legendami. Nikifor był Łemkiem, jego prawdziwe nazwisko najprawdopodobniej brzmiało Drowniak, jednak w całej Polsce znany był jako Nikifor Krynicki i takie nazwisko nadano mu sądownie w 1962 r. W 2003 r., tamto postanowienie sądu zostało unieważnione. Sam Nikifor podpisywał swoje obrazy słowami "NIKIFOR MALARZ - NIKIFOR ARTYSTA". I jako Nikifor człowiek ten zapisał się na zawsze w historii sztuki polskiej i światowej. Nazywano go także, trochę na przekór, Nikifor Matejko. Nikifor ogromnie cenił swoją twórczość, dlatego odpowiadało mu dodanie nazwiska wielkiego malarza do jego imienia. Nikifor mówił w sposób bardzo niewyraźny gdyż miał wadę wymowy, którą odziedziczył po matce. Bardzo utrudniało mu to normalne porozumiewanie się z ludźmi. Formą kontaktu z otoczeniem stało się dla Nikifora jego malarstwo. Wypowiadał się obrazami. Nikifor od wczesnej młodości czuł się malarzem "zawodowym". Mimo iż był samoukiem, znawcy malarstwa mówią o wręcz fenomenalnej intuicji malarskiej, jaką posiadał. W latach międzywojennych Nikifor malował i próbował sprzedawać swoje obrazy na ulicach uzdrowiska jako "pamiątki z Krynicy". Jednak przez długie lata trudno było mu zainteresować kogoś swoją sztuką. Jego pracami pierwsi zainteresowali się profesjonalni malarze, odwiedzający Krynicę w latach trzydziestych. Lwowski malarz Roman Turyn zaczął kolekcjonować obrazy Nikifora i już w 1932 r. pokazał je na wystawie w Paryżu. Do twórczości Nikifora entuzjastycznie odnieśli się malarze z kręgu kapistów, Jan i Hanna Cybisowie, Zygmunt Waliszewski, Artur Nacht-Samborski, i inni. Jerzy Wolff napisał nawet w 1938 r. duży artykuł o Nikiforze dla eleganckiego czasopisma "Arkady". Od końca lat 40. twórczość Nikifora zaczęli popularyzować krakowscy mecenasi sztuki, Ella i Andrzej Banachowie. Wystawy, publikacje prasowe, książki i filmy dokumentalne sprawiły, że pod koniec lat 50. był on już postacią w Polsce znaną. Przełomowym momentem dla międzynarodowej kariery Nikifora stała się pierwsza indywidualna wystawa w galerii Diny Vierny w Paryżu w kwietniu 1959 r. Dała ona początek wielu następnym ekspozycjom malarstwa Nikifora na całym świecie. Najważniejsza w Polsce, retrospektywna wystawa twórczości Nikifora, miała miejsce w 1967 r. w warszawskiej "Zachęcie". W ostatnich latach życia Nikifor stał się sławny. Miał prawnego opiekuna i przyjaciela w osobie krynickiego plastyka Mariana Włosińskiego, został członkiem honorowym Związku Polskich Artystów Plastyków. Kuracjusze chętnie kupowali obrazki, dzięki czemu poprawiła się jego sytuacja materialna. Popularność, jaką się wtedy cieszył nie wpłynęła w żaden sposób na zmianę jego stylu życia. Nikifor, dopóki starczyło mu sił, przemierzał codziennie Krynicę w drodze "do pracy" tak jak robił to niezmiennie przez całe swoje życie. Zmarł 10 października 1968 r. w sanatorium w Foluszu k. Jasła. Pochowany został na cmentarzu w Krynicy. Od 1995 roku czynne jest w Krynicy Muzeum Nikifora. Zdecydowana większość obrazów Nikifora to akwarele i w tej technice wykonane zostały w okresie międzywojennym prace, które uznawane są za najlepsze w jego dorobku. W późniejszych latach Nikifor stosował także gwasze i kredki. Rysunki wykonane ołówkiem są szkicami z ostatnich lat życia, których artysta nie zdążył już wypełnić kolorem. Do najstarszych,wyśmienitych obrazów, prawdopodobnie z lat I wojny światowej, zaliczane są sceny wojskowe. Przedstawiają żołnierzy armii austro-węgierskiej i rosyjskiej przy składaniu meldunków i raportów. Za szczególnie cenne pod względem artystycznym uznawane są obrazy z lat 20. i 30., wśród których wyróżniają się architektury fantastyczne i sceny we wnętrzach świątyń. Za szczytowe osiągnięcie w twórczości Nikifora należy chyba jednak uznać obrazy, które umownie nazwiemy pejzażami beskidzkimi ze stacyjkami. Żaden inny malarz tak pięknie i z taką pasją nie uwiecznił Beskidów. Temat wiejskich stacyjek i dworców kolejowych związany jest z ulubionymi przez Nikifora podróżami koleją. Inne znakomite cykle obrazów z okresu międzywojennego to urzędy i fabryki dolarów, w tych kompozycjach Nikifor dawał wyraz swemu zamiłowaniu do malowania architektury. Bardzo interesującym tematem są też kuchnie, malowane z pedantyczną dokładnością krynickie wille i pensjonaty, portrety kuracjuszy i znajomych, chorągwie kościelne. Tematem szczególnym, który przewija się przez wszystkie okresy twórczości jest autoportret. Nikifor bardzo chętnie malował sam siebie. Przedstawiał się takim, jakim chciał być. Wciela się on chętnie w różne ważne postacie. Pojawia się jako artysta-malarz przy pracy, często pod kolorowym parasolem, jako elegancki i pełen godności mężczyzna w czarnym garniturze, jako biskup w ornacie lub nawet jako święty. Nikifor, który przez wiele lat żył w Krynicy na marginesie miejscowej społeczności doczekał się, że jego obrazy zawisły w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Paryżu obok dzieł Celnika Rousseau, zaś spośród polskich artystów nie zawahali się wystawiać z nim tacy artyści jak m.in. Jerzy Nowosielski, Jan Lebenstein, Tadeusz Brzozowski i inni. Nie ma przesady w stwierdzeniu że Nikifor stał się najsłynniejszym "ambasadorem Krynicy" w świecie. Wskazując pewną specyficzną siłę oddziaływania malarstwa Nikifora warto przytoczyć piękne słowa Andrzeja Banacha, który napisał iż swoją sztuką"/../ Nikifor odniósł nad światem największe zwycięstwo: z wroga uczynił przyjaciela, obłaskawił otoczenie, zmienił je zupełnie, zgodnie ze swymi pragnieniami".
Kim był Marian Włosiński
Marian Włosiński przez 9 lat opiekował się Nikiforem. Pierwszy raz zetknął się w Nikiforem w 1946, jeszcze jako student krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Latem przyjechał do Krynicy, aby robić zdjęcia gościom na Deptaku. Nikifor, tuż obok, malował na murku. Potem od 1946 do 1950 przyjeżdżał co roku i robił zdjęcia na ulicy. W 1950 roku Włosiński podejmuje pracę w Dyrekcji Uzdrowiska w Krynicy jako plastyk na etacie KO-wca. Otrzymuje pracownię w Starym Domu Zdrojowym. To tutaj w kwietniu 1960 roku wszedł Nikifor z dwoma walizeczkami, z tabliczką na szyi – z jednej strony z listem proszalnym, z drugiej – z obrazem. Wszedł, uśmiechnął się i powiedział : "TU BĘDZIE MALOWAŁA". U Włosińskiego zasiadł przy stole i pracował do wieczora. Potem przychodził do niego już codziennie. W 1962 Włosiński zostaje prawnym kuratorem Nikifora. Dzięki jego staraniom Nikifor otrzymuje metrykę urodzenia oraz nazwisko "Krynicki". Oprócz tego Nikifor leczy się na gruźlicę. Przebywa w szpitalach i sanatoriach. Po raz pierwszy ma normalne mieszkanie, najpierw na ulicy Tatrzańskiej, potem w willi Szwarcówka, a następnie w willi "Orleta". Włosiński opiekował się Nikiforem do końca jego dni. Obecnie mieszka w Krynicy Zdrój.
Rozmowa z Krzysztofem Krauze
NIKIFOR NIOSĄCY ZWYCIĘSTWO Dlaczego zainteresował się Pan postacią Nikifora? Po "Długu" miałem poczucie, że najwyższa pora znaleźć nową perspektywę spojrzenia na świat – przejść na "słoneczną stronę ulicy". Wszystkie filmy staram się robić w obronie sprawy, lub człowieka – najczęściej słabszego, skrzywdzonego, lub pogardzanego. Razem ze współautorką scenariusza, moją żoną Joanną, poświęciliśmy Nikiforowi cztery lata naszego życia. Podobno było aż czternaście wersji scenariusza. W pewnym momencie przywiązaliśmy się do scenariusza filmu nowelowego. Pięć historii opowiadało o ludziach, którzy kupili obrazki Nikifora i to zdarzenie odmieniło ich życie. Akcja toczyła się od współczesności do ’45 roku. Po licznych dyskusjach, wahaniach, wróciliśmy jednak do pierwszej wersji scenariusza - historii przyjaźni Nikifora i Mariana Włosińskiego. W filmie skupił się Pan na ostatnich latach życia Nikifora. Nikifora odkrywano w Polsce kilkakrotnie. Najpierw, przed wojną – odkryli go kapiści i zawieźli jego obrazki do Paryża, po wojnie – dla Polski i świata - małżeństwo Banachów. Nasz film to trzecie "odkrycie" Nikifora – dla kolejnego pokolenia. Akcja filmu obejmuje trzy miesiące w 1960 roku (początek przyjaźni Nikifora i Włosińskiego), dwa dni w 1967 (wielka retrospektywna wystawa Nikifora w "Zachęcie") i jeden dzień, w kilka miesięcy później, w szpitalu przeciwgruźliczym… W "Moim Nikiforze" zadaje Pan pytanie – czym jest talent, a czym szaleństwo? Nikifor został hojnie obdarzony talentem – ten kaleka, z językiem przyrośniętym do podniebienia, przytępionym słuchem i nikczemną posturą, miał wielką wewnętrzną wolność. Nigdy nie miał dylematów czy to, co robi, komuś się podoba, czy nie. Większość ludzi na pewno uzna postawę Nikifora za szaleństwo, ja uważam, że to my jesteśmy raczej szaleni. Marnotrawimy czas mizdrząc się do świata, nadskakując mu, goniąc za swymi ambicjami. Pozostaje po nas tylko wydeptana ścieżka wokół własnego grobu. Wolność Nikifora polegała także na jego artystycznej bezkompromisowości. Najwyższy wymiar sztuka zyskuje dopiero wtedy, kiedy uwalniamy się od swojego "ja". Wtedy nie istnieją tzw. "błędy". Nie wolno myśleć "ja piszę", "ja rysuję", "ja filmuję". Z trwogi o to, jak to "ja" wypada w oczach świata, tracimy intuicję, zaczynamy naśladować, przestajemy mówić własnym głosem. Zaprzedajemy się. Nikifor nigdy niczego nie poprawiał, nie znał gumki. Trzeba usunąć to "ja". Zdobyć się na bycie "nikim". Pełnię sztuki osiąga się tą sama drogą jak pełnię człowieczeństwa. Tylko kiedy porzuci się "ja", można rozpoznać w drugi człowieku siebie samego. Odwaga "bycia nikim" to jeden z głównych tematów "Mojego Nikifora". To jest lekcja, która bierze w filmie Włosiński. Na tym polega jego duchowa przemiana. Od "ja", do "nikt". Od brać do dawać. Od lęku, że się dostaje za mało, do troski, że się daje za mało. Jest takie powiedzenie: "To co ofiarujesz - zachowasz, to co zatrzymasz - stracisz". Film ostatecznie został zatytułowany "Mój Nikifor"? "Mój" – tzn. czyj? Nakręciliśmy film opierając się przede wszystkim na relacji Mariana Włosińskiego. To opowieść nie tylko o genialnym, umierającym malarzu, ale także historia poświęcenia i ofiary dla drugiego człowieka. Z jednej strony mamy Nikifora, pogardzanego malarza, znanego w Krynicy ze swoich obrazków, których nikt nie cenił. Kryniczanie opowiadali kuracjuszom – "proszę tego nie kupować, my tego za darmo nie bierzemy"; z drugiej postać Mariana Włosińskiego, który po skończeniu krakowskiej ASP z żoną i z dwójką dzieci wylądował w Krynicy, gdzie otrzymał posadę plastyka w Dyrekcji Domów Zdrojowych. Do jego obowiązków należało przygotowywanie dekoracji na święta majowe, dożynki. Nikifor przyszedł w ’60 roku do pracowni Włosińskiego na chwilę, został przez siedem lat. Kiedy okazało się, że ma otwartą gruźlicę, zamknęły się przed nim wszystkie domy w Krynicy, powszechnie palono jego obrazki. Włosiński pozostał mu wierny, a pamiętajmy, że miał dwoje dzieci i żonę – praca pod jednym dachem z gruźlikiem była wówczas obarczona wielkim ryzykiem. Pod koniec życia Nikifora pan Marian nosił go na plecach, mył mu stopy. Był z nim do ostatniej chwili. Do śmierci w szpitalu w Foluszu. Nikifor namalował, jak się oblicza ponad czterdzieści tysięcy obrazów. W tej liczbie kilkaset zawdzięczamy z pewnością Włosińskiemu. Jego opiece nad Nikiforem. Patrząc na to przewrotnie - pan Marian mam nadzieję za to się nie obrazi- być może są to "jego" najważniejsze obrazy. Te namalowane ręką Nikifora. Moje własne doświadczenie podpowiada mi, że to wielka pycha mówić "mój film", "mój obraz". Na film, czy obraz składa się tyle zaskakujących okoliczności, że tylko Pan Bóg ma prawo czuć się jedynym autorem.... W historii malarstwa znane są obrazy malowane kilkaset lat (średniowieczne gruzińskie ikony). Gdzie tu autorzy? Nie ma malarzy, są tylko obrazy. Nawiasem mówiąc, nawet ikony Rublowa są mu tylko przypisywane. Obsesyjne podpisywanie się zawsze i na wszystkim (nawet cudzym), przyszło później, z Zachodu Europy, wraz z renesansem. Jak wyglądał przeciętny dzień Nikifora? Przez pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat malował średnio po trzy obrazki dziennie. Większość zaginęła, została spalona, albo zniszczona. Nikifor wstawał rano, pluł wodą na palce, mył oczy i wędrował z kasetą malarską do Krynicy (mieszkał w Krynicy Wieś). Zaczynał od żebrania. Obchodził z listem proszalnym kuracjuszy na deptaku, albo w pijalni. Następnie siadał na murku przed Nowymi Łazienkami i malował, to co poprzedniego dna w domu narysował. Na murku dokonywał też swoich transakcji. Wartości pieniędzy nie znał, najchętniej brał bilon. Po południu schodził z murku, dreptał do drzwi pensjonatowej kuchni, gdzie wystawiano mu (albo i nie) miskę ciepłej zupy i wracał do domu. Siadał do stołu i znowu rysował. Tak przez cały tydzień, tylko w niedzielę nie pracował. Niedziela była dla Pana Boga. Ubierał się wtedy w czarny garnitur i szedł do cerkwi. Czytać nie potrafił, więc modlił się z własnoręcznie narysowanej książeczki do nabożeństwa. Sprawy doczesne niewiele dla Nikifora znaczyły – podobno lubił słuchać radia. Jeżeli tylko była taka możliwość słuchał dwóch odbiorników jednocześnie. Pod koniec życia miał trzy radia lampowe i dwa tranzystorowe. Przypuszczam, że radio miało w sobie dla niego coś metafizycznego. Było transmisją nie z tego świata. Może traktował je jak jeszcze jeden głos w swojej głowie. Twórczość Nikifora Krynickiego jest mocno osadzona w tradycji malarstwa cerkiewnego. Nikifor był Łemkiem (nazywał się, jak dowodzą ostatnie badania: Epifan Drowniak), grekokatolikiem. Od dzieciństwa chodził do cerkwi, jego matka żebrała właśnie pod cerkwiami. Do końca życia pozostał człowiekiem głęboko uduchowionym, żył na pograniczu dwóch światów. Realnego i metafizycznego. Nie była to ze strony Nikifora żadna artystyczna poza – on zwyczajnie tak postrzegał świat. Dla niego byt metafizyczny był jedynym realnym bytem. Gdyby na jego oczach ktoś zmartwychwstał, przyjąłby to bez zdziwienia. Kiedy domorośli artyści podglądający jego pracę na krynickim deptaku krytykowali go, kiedy się z niego naśmiewano, zupełnie się tym nie przejmował. Zmartwił się jednak, kiedy ktoś, półżartem, powiedział, że święci na jego obrazkach są mało eleganccy. Na następnych pracach jego święci mieli białe, czyste koszule i krawaty. Robił to dla Boga, nie dla ludzi. Przejmował się sacrum, profanum traktował jak zło konieczne. Związek Nikifora z malarstwem cerkiewnym, to nie tylko forma, symbolika, czy temat. To jest związek głębszy. Na poziomie postawy: moralności i wiary. W okolicach siódmego i ósmego wieku ukształtowały się zasady postępowania malarza ikon przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie. Jest to dziewięć zasad spisanych w osiemnastym wieku. Nikifor z pewnością nie znał ich. A jednak, żył i malował zgodnie z nimi. Oto kilka z przykładów. - Módl się przed rozpoczęciem pracy – daruj swym winowajcom. (Niedzielne wizyty w cerkwi były Nikifora modlitwą przed tygodniem wytężonej pracy. Nie nosił w sercu długo urazy). - Pracuj nad każdym szczegółem jakbyś pracował przed samym Bogiem. (Nikifor tylko tak potrafił pracować. Z zegarmistrzowska dokładnością, cierpliwością i uporem). - Unikaj zbędnych słów i zachowaj ciszę. (Słuchał radia, ale w czasie pracy milczał). - Modlitwy kieruj do tego świętego, którego malujesz. Nie rozpraszaj umysłu, a święty będzie blisko ciebie. (Gadał ze swymi świętymi, był z nimi na "ty"). - Gdy masz wybrać kolor, wyciągnij z głębi swego serca rękę do Boga i spytaj go radę. (Dajemy temu w filmie świadectwo w scenie wspólnego malowania Nikifora z Włosińskim). - Nie bądź zazdrosny o pracę swego bliźniego. Jego powodzenie należy również do ciebie.(Nikifor mógł "sprzeczać się" z czyjąś twórczością, ale nie znał zazdrości. Jest to zasada, według której zbudowaliśmy w filmie osobowościową przemianę Włosińskiego). - Niech twoja ikona będzie poświęcona przez umieszczenie jej na ołtarzu. Pierwszy się przed nią pomódl, nim ja przekażesz innym. (Nikifor obwieszał się świętymi, wierzył w ich opiekuńczą, sprawczą moc).
Rozmowa z Krzysztofem Krauze - cz. 2
Na obrazach Nikifora święci pływają łódkami, jeżdżą dorożkami, spacerują po deptaku, ramię w ramię z mieszkańcami Krynicy i kuracjuszami sanatorium. Malarstwo Nikifora było świadectwem porządku świata, któremu ufał. Nikifor widział własną słabość wobec otoczenia i przywoływał Niebo na pomoc. Obrazy miały mu pomoc zapanować nad rzeczywistością. Przedmioty malowane przez niego to talizmany, a nie odwzorowanie rzeczywistości. One mu pomagały żyć. Były zaklęciami. Uważał - było to głębokie, starotestamentowe przekonanie - że jeżeli coś zostanie namalowane, to się urzeczywistni, urealni. W Biblii czytamy, że "na początku było słowo", Nikifor był przekonany, że "na początku był obraz." (Skąd my to znamy? Przecież to współczesna teoria wizualizacji. W filmie zaznaczamy to kilkakrotnie. Nikifor maluje żonę Włosińskiego tyłem, bo chciał, żeby wyszła z pracowni i nie przeszkadzała. I ona wychodzi. Nie tylko z pracowni, ale z życia Włosińskiego). Nikifor był bardzo praktyczny: malował stację, żeby pojechać, most, żeby przejść. Malował coś, co powinno być, bo było dobre. Najlepsze dzieła Nikifora pochodzą z lat dwudziestych i trzydziestych. Najpiękniejsze obrazy pochodzą z czasu, gdy mieszkał w stajni. Te czasy wspominał też najlepiej. Prawdziwa bieda i choroba zaczęła się wraz z deportacją Łemków (Akcja "Wisła"). Łemkowie, choć nie cenili wówczas swego przyszłego bohatera narodowego, ale wyciągali pomocną rękę, dawali dach nad głową, a w niedzielę nawet kawałek mięsa w zupie. Sam został także deportowany. Na wieś, na Pomorze. Ale uciekł. Wrócił do Krynicy, bo nie mógł żyć na wsi. Na wsi nie było domów, które malował. Wracał prawie rok, głównie na piechotę. Kiedy w latach sześćdziesiątych pojawiali się pierwsi poważni kupcy jego obrazów, zaczął się spieszyć. Sam czuł, że nie maluje już tak dobrze, jak dawniej. Pod koniec życia, kiedy był już bardzo chory, Nikifor zyskał wreszcie sławę. Był wielką gwiazdą lat sześćdziesiątych – prawie tak samo popularny jak gwiazdy sportu i estrady. Zainspirował Gałczyńskiego, Harasymowicza, Herberta. Zespół "NO TO CO" nagrał o nim piosenkę. Do dziś miał około trzysta wystaw w kraju i zagranicą. Jest zaliczany do piątki najwybitniejszych "naiwnych" w historii malarstwa. W Krynicy powstało poświęcone mu Muzeum. Istnieje obszerna literatura na jego temat. Pierwszy tekst napisał, w 1938 roku, Jerzy Wolff w "Arkadach", po wojnie przyszły cztery książki Banachów. Pisali o nim: Jan Józef Szczepański, Władysław Rymkiewicz, Juliusz Kydryński, Janusz Osęka, wielokrotnie na łamach "Sztuki Ludowej" – Aleksander Jackowski. Począwszy od lat sześćdziesiątych pojawiły się teksty Łemków, którzy zaczęli nadrabiać stracony dystans i dopominać się o łemkowskość Nikifora. Powstał obszerna literatura w języku ukraińskim. Bibliografię o Nikiforze, do czerwca 1995 roku, podaje to za Tadeuszem Zagórzańskim, oblicza się na przeszło 1000 tekstów. Za życia Nikifora powstały trzy filmy poświęcone jego twórczości, około dziesięciu programów telewizyjnych, kilkanaście felietonów w Polskiej Kronice Filmowej. W roli Nikifora oglądamy Krystynę Feldman. Ten pomysł przyszedł nam z Joanną do głowy kilka lat temu, właśnie w Krynicy. Zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym czasie w Krynicy przebywała Krysia. Grała w "Bożych skrawkach" Jurka Bogajewicza. Kiedy pan Marian Włosiński zobaczył Krysię, szepnął: "Oto Nikifor". Początkowo Krysia była zaskoczona naszą propozycją, ale uznała ją za wielkie wyzwanie. Krysia "odziedziczyła" po Nikiforze nie tylko posturę i gesty. Podobieństwo fizyczne przełożyło się na podobieństwo mentalne. Krysia Feldman ma bowiem własną, bardzo konsekwentną wizję ludzi i świata, skrystalizowaną hierarchię wartości – jest bezkompromisowa i skromna. Później dowiedzieliśmy się, że żyje też trochę jak Nikifor: nie ma pralki, lodówki. Ma tylko to, co jest niezbędnie potrzebne do życia. A wymagania ma znacznie mniejsze niż każdy z nas. Krysia, może to najważniejsze, jak Nikifor, jest głęboko wierząca. To pierwsza główna rola filmowa Krystyny Feldman, którą nazywa się często "królową epizodu" w polskim kinie. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że w "Moim Nikiforze" Krystyna Feldman stworzyła kreację. Feldman nie jest Nikiforem dzięki charakteryzacji. Ona niosła Nikifora w swoim sercu, w każdym geście. Nie miała na planie własnych myśli, była i zachowywała się jak Nikifor. A jak pani Feldman znosiła uciążliwości produkcyjne? Znakomicie. Ma ogromne poczucie humoru, jest młoda, dużo młodsza od nas. Ma 84 lata, przeszła wojny i wszystkie możliwe biedy, a jest pełna optymizmu, radości. Wszyscy pamiętają, jak podczas przerwy w zdjęciach została napadnięta, przeszła operację biodra. W półtora miesiąca później już była na planie. Lekarze twierdzili, że tak szybkie wyzdrowienie było możliwe tylko dzięki jej pogodnemu usposobieniu. Na zdjęciach archiwalnych Nikifor i Feldman są w zasadzie nie do odróżnienia. Istnieje sporo materiałów filmowych oraz zdjęć dokumentujących postać Nikifora. To bardzo pomogło naszej charakteryzatorce, Marysi Dziewulskiej. Charakteryzacja Krysi każdego ranka trwała przeciętnie półtorej godziny: od zarostu, włosów w uszach, po układanie fryzury. Zmiana rzeczywiście była tak niewiarygodna, że po rozcharakteryzowaniu, jeszcze przez kilkanaście minut myśleliśmy o Krysi jak o Nikiforze. Z rolą Mariana Włosińskiego zmierzył się Roman Gancarczyk, znakomity, ale głównie teatralny, aktor krakowski. Roman Gancarczyk pojawił się na zdjęciach próbnych w Krakowie, startował do jednej z ról drugoplanowych, ale nagle odkryliśmy w nim idealnego odtwórcę roli Mariana Włosińskiego. Romek znakomicie potrafi wypełnić ciszę. I dokonał wielkiej sztuki – jako postać przechodzi wiarygodną przemianę. To wymaga wielkiej świadomości i dojrzałości. Nie tylko aktorskiej. Tak się gra, jak się żyje. A nie odwrotnie. Do tej roli Romka przygotowało życie. Na dodatek okazało się, że trafem losu, Romek skończył rok architektury i jest uzdolnionym grafikiem. Jakby powiedziała Krysia Feldman: "Nikifor tym wszystkim tak pokierował". W Pana filmie w ogóle jest dużo ciszy, przestrzeni, spokoju. Wydaje mi się, że przyszło już znużenie szybkim kinem, że na nowo jest w nas potrzeba przyjrzenia się światu uważniej, dłużej. "Mój Nikifor" jest filmem spokojnym. Tak jak spokojne jest malarstwo Nikifora. Delikatne, stonowane, oszczędne w środkach. Operator, Krzysztof Ptak, wykreował świat w nieruchomych kadrach, z kilkoma zaledwie jazdami kamery. W filmie, nieprzypadkowo, pojawiają się pewne kolory, specyficzna kompozycja, figuratywność i symetria, bezkresne pejzaże. Jak u Nikifora… Co więcej, złapaliśmy się na tym, że postępujemy dokładnie tak, jak Nikifor. Nikifor zanim narysował dom, obchodził go ze wszystkich stron. My też, zanim postawiliśmy kamerę, obchodziliśmy każdy obiekt ze wszystkich stron. W "Długu" (’99) pokazał Pan okoliczności, które nawet najlepszych ludzi zmuszają do robienia rzeczy najgorszych, w "Moim Nikiforze" przeciwności uszlachetniają, stają się wewnętrzną siłą Artysty. Imię Nikifor pochodzi greckich słów: "nike" i "foros" – "niosący zwycięstwo". Nikifor nie poświęcił nawet pięciu minut na promocję swojej twórczości, a trwale zapisał się w historii światowego malarstwa. Był wolny od świata, po którym my biegamy zatroskani o swoje sprawy. Przyjął postawę, która jest wyzwaniem dla każdego artysty. Claudel napisał: "Nic nie dorówna życiu pokornemu, nieświadomemu, upartemu". To zdanie mogłoby być mottem naszego filmu.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.