Sam obraz to raczej luźna wariacja na temat dzieciństwa Jezusa, jako że materiał biblijny nie podaje zbyt wielu informacji z tego okresu, zostaje więc puścić wodze wyobraźni i podejść do filmu na luzie, wtedy może się podobać (aczkolwiek przyznaję że trzeba naprawdę sporej dozy dystansu by przełknąć postać Demona który w tym filmie jako żywo przypomina seksownego gitarzystę fińskiej kapeli rockowej i raczej cieszy damskie oczy niż budzi respekt i niepokój). Aktor grający siedmioletniego Mesjasza wypadł bardzo przekonująco w swojej roli i nie wątpię że ułatwi mu ona dobry start w świecie kina. Jednak najjaśniejszym punktem jest niewątpliwie występ Seana Beana, który tym razem o dziwo nie umiera a jego historia kończy się dobrze i ma bardzo pozytywny przekaz. Postać centuriona który otrzymuje od młodego króla Heroda Antypasa zadanie zabicia niezwykłego siedmiolatka i ostatecznie nie robi tego, będąc pod wrażeniem jego szlachetności i nadprzyrodzonej mocy jest może trochę naiwna ale Sean nadaje jej koloryt swoją grą. Świetnie ukazuje konflikt wewnętrzny z którym boryka się Rzymianin. Wyżej wspomniany Herod również zasługuje na wyróżnienie - mimo że aktor występuje tylko w trzech scenach to udało mu się wykreować całkiem przekonujący wizerunek psychopaty i rozpustnika o schizofrenicznych skłonnościach (a i popatrzeć jest na co :P). Jego rozmowy z centurionem to moim zdaniem najciekawsze momenty filmu i żałuję że nie było ich więcej.
Całość naprawdę przyjemnie się ogląda jeśli podchodzi się do niej bardziej jak do ładnej bajki z pozytywnym przekazem niż do arcydzieła. Mi się podobało i polecam zobaczyć, choćby ze względu na piękną muzykę i rolę Seana ;)