Wczoraj lecial w tv. Klimat calkiem fajny filmu, milo sie ogladalo, aczkolwiek z racji pozniej godziny dżemło mi się. Nie mniej, tyle ile zdążyłem obejrzec, pozwala mi odpowiedzieć Ci, czy ten film jest podobny do książki. Raczej nie :)

Uśmiałam się. Nie wiem, na ile taki wydźwięk był zamierzony, czy Konwicki miał coś do powiedzenia, ale to przełożenie założeń "Małej apokalipsy" na realia świata kapitalistycznego, na współczesną/ówczesną mentalność francuską - magnifique. Idea wyśmiana, nieuratowana, ale jakże mogłoby być inaczej w świecie, na który utyskają wielokrotnie sami bohaterowie. Dramat "Małej apokalipsy" tu stał się farsą. Francuska robota, tylko właśnie zastanawiam się, na ile byli świadomi tego, co robią, ale znając Francuzów - byli i stworzyli piękny "pamflet na siebie (;)) i nasze czasy.

Kiepsko ma się do książki. W polskim klimacie byłoby o wiele lepsze, bliższe duchowi ksiązki /napisanej w jedną noc na kolanie, jak mówił sam autor/.

No właśnie! Nieco zżymam się na tę próbę uczynienia z tekstu p. Konwickiego <ekumenicznego wozu z dyszlem> bo owa próba karczuje cenną, jakże cenną, panoramę polskich obyczajów z tamtych lat, co z kolei buduje atrakcyjność postaci najważniejszej dla tekstu.
Jeśli powierzenie istotnej roli p. Mencelowi, komuś kto nieźle, może trochę inaczej ale jednak, zna smak tamtej groteski i tamtej goryczy było pomysłem intrygującym, to wedle mnie ów pomysł nie wypala. I to bardziej wina scenariusza niż umiejętności. Skoro o umiejętnościach to Costa-Gavras inscenizacyjnym sztuczkami nie szasta. Rzecz raczej pozbawiona jest, według mnie, jakiegokolwiek napięcia i z trudem widz dociera sceny finałowej, której oddaję sprawiedliwość, bo ta jakoś zamysł całości uzasadnia. Za to "4" gwiazdka. Good night, and good luck, eforty.
4/10