Nie kumacie tej zabawy konwencją? Film w swojej prześmiewczej klasie jest arcydziełem za które
powinniśmy paść przez Rodriguez'em na kolana i ciągnąć mu fujarkę.
Piękne, zabójcze kobiety, super humor, kapitalne akcje. Mocne, męskie, przezabawne kino do
którego chce się wracać. A wy jak zawsze hejtujecie, tylko tyle potraficie ! hejtować.
Nie mam pojęcia w jaki sposób kino oparte na kiczu i pastiszu wpisuje się w stereotypowo pojmowaną "męskość", no ale jak tam sobie chcesz.
Męskość tego typu kina jest bardzo wyczuwalna w Maczecie. Pośmiać się można i podeletkować jatką oraz dziewczynami. Do tego chłodny browarek - poezja !
Niezła prowokacja. Proponuję twórcom zrobić crossover z małymi agentami... to dopiero będzie (s)hit
Niedługo zaczniemy chwalić filmy, w których twórcy będą bawić się konwencją swojego poprzedniego filmu, w którym bawili się konwencją, z filmu w którym bawili się konwencją. A potem twórcy zaczną kręcić filmy w których bawili się konwencją z filmów, których jeszcze nie nakręcili, ale potem nakręcą jako prequel, gdzie będą bawić się konwencją z filmu, którego jeszcze nie nakręcili, najlepiej puszczane wstecz, w odbiciu lustrzanym i jako negatyw, zmontowane w drodze losowania....
Kiedyś powstawały trudne, wręcz nieczytelne filmy gdzie wybitni autorzy przepracowywali formę, stylistykę, destylowali obraz do jakiegoś pierwotnego wzorca. Czasami twórcy zapożyczając niezliczoną ilość tropów tworzyli wzorcową potrawę kina gatunków.
Kręcono również filmy dobre, marne i złe, także j bardzo złe.
Dziś zaś żyjemy w czasach, gdy od Pulp Fiction bawimy się konwencją, kręci się ZŁE filmy, które nie dość, że są złe to jeszcze mają być złe. Autor puszcza oko do widzów, widzowie zaśmiewają się z tego, zachwycając się jak fajnie zły jest ten zły film,z zarazem że wyłapali postmodernistyczny cytat, ordynarną zgrywę itp. Może być też tak, że autor już nie tyle mruga do widza, co co chwila wali go w łeb maczugą (maczetą), mówiąc - a to widziałeś, patrz teraz, ooo, no no no no... Nie rozumiesz? Nie musisz, tylko oglądaj... Jakie by to kino nie było - powstaje pytanie - po co?
Co się stało z kinem.
Ano właśnie. Cholera wie.
I to już nie chodzi o pastisze pastiszów pastiszów, tylko chociażby o zwyczajne porządne kino sensacyjne, takie z fabułą i klimatem, o które coraz trudniej.
Bardzo ciekawa wypowiedź i zapewne nie pozbawiona jakiejś części prawdy o dzisiejszym kinie. Co do filmu Maczeta zabija to jest słabszy od poprzednika ale ostatecznie da sie obejrzec.
Trzeba być kretynem żeby nie zauważyć różnicy w jakości pomiędzy jedynką a dwójką Machety. Jedynkę uwielbiam, dwójkę ratuje jedynie świetna rola Mela Gibsona, reszta to duży zawód. Dla mnie 5 góra 6 na 10 a i tak jestem hojny.