Kapitalny pastisz, operujący na granicy kiczu, ale moim zdaniem nigdy nie przekraczający tej granicy. W porównaniu z
pierwszą słabiutką Maczetą niebo a ziemia. Ilość nawiązań, alegorii, mrugnięć okiem powala. Świetnie przerysowane
bogactwo postaci - wyborna gra aktorska. No i klimat Meksyku i Arizony - chyba nigdzie nie był tak barwny tak realny że
wręcz odczuwalny. Zdezelowane krążowniki szos, kapiące od blichtru stroje, tandeta (np pocisk nuklearny :), kozactwo,
kurz i spocone ciała. Chwała Rodrigezowi - nie wierzyłem, że coś można wyciągnąć z Maczety, a tu proszę takie
zaskoczenie. Niezła jazda.