jest taki brytyjski profiler, Paul Britton. Opisał w swojej książce przypadek małżeństwa-
morderców, którzy swoje ofiary zakopywali lub zamurowywali w miejscu swojego
zamieszkania. Ginęły młode dziewczyny, itd.
Z tym, że ci co uważają, że ten film jest chory, powinni sobie poczytać analize tej sprawy z
książki Brittona. Tam to sobie dopiero "mamusia i tatuś" zaszaleli...:/
Mam książkę Brittona, miałam identyczne skojarzenie. Pamiętam dobrze moje przerażenie po przeczytaniu części o małżeństwie Westów. Potem czytałam o innych morderczych parach (Karla Homolka i Paul Bernardo oraz Myra Hindley i Ian Brady), ale Westowie jakoś najbardziej zapadli mi w pamięć. Uważam, że najlepszym filmem o tego typu mordercach jest „Longford”. Opowiada o duecie Hindley/Brady i nie jest horrorem, tylko dramatem. Myślę, ze nie powinno się kręcić horrorów, które w tak wyraźny sposób nawiązują do prawdziwych zbrodni. Można opowiedzieć takie historie inaczej, bez niepotrzebnych sensacji.