Pastiszowy sposób wykreowania głównego bohatera w połączeniu z fajną muzyką i prościutkim schematem fabularnym dały efekt zadowalający ale przeciętny mimo wszystko. Niektóre sceny walk mocno przekombinowane (niepotrzebnie, bo od strony technicznej niemal znakomite), wątek miłosny nagle jakby wyrwany z całego filmu. Miało się wrażenie dwóch róznych opowieści, mimo,że spaja je zlecenie Mandrilla. Jednym słowem - sporo bezpłciowości. Jednak nie zamierzam odpuszczać kina z tych rejonów Ameryki Południowej. Od Brazylijczyków jednak producenci z Chile mogą się jeszcze wiele uczyć;-) 5/10