Bardzo polubiłam maleńkiego Marcela muszelkę, który radzi sobie z samotnością jak może dzięki swojej fantazji i nieprzebranej kreatywności. Jest w nim i pogodzenie, i tęsknota, i nadzieja. Ale też zabawa, radość i przypomina nam, co w życiu najważniejsze. Naprawdę nie tylko dla dzieci.
Zarówno w krótkich metrażach, jak i w tym filmie roi się od prostych prawd, może wręcz truizmów, które niby są oczywiste, ale należy je raz na czas usłyszeć na nowo, jak zresztą nawet wprost powiedziane jest w scenie "60 minut". Cytat "You know why I smile a lot? Cause it's worth it!" chyba sobie wykaligrafuję i powieszę nad łóżkiem :) A do tego ujmujący miszmasz komedii i melancholii... No i sam Marcel, który z miejsca podbił me serce. To jedna z najlepszych animowanych postaci jakie widziałem, a także jedna z... najbardziej ludzkich. Co ciekawe, sama fabułą jest co najwyżej średnia, uważam, ale grunt, że opowiedziane jest to tak, że tylko się zakochać. I poryczeć, bo pod koniec beczałem jak głupi :)