Oj zadziwi niektórych ten film, zadziwi. Miedzy tym, co mamy na początku, a tym, co na końcu jest przepaść. Jakby nagle jeden film się skończył a drugi rozpoczął. Większa część jest mroczna, ciężka, płynąca mozolnie w rytm średniowiecznych modlitw szeptanych przez mniszki i ciężkiego oddechu uciekającego janczara. Kiedy modlitwy ucichną zaś janczar powróci do sił, jedna z sióstr, Anfi, zapragnie spojrzeć w lustro i poznać prawdę o sobie - ta część niesie nieco słońca i zieleni, zwiastuje jakąś wiosnę. Każdy wie, że prawda potrafi boleć, potrafi zniechęcić czy nawet odrzucić. Choć przecież jest prawdą i należy dorosnąć do tego, co przekazuje. I tutaj mamy głównie to dorastanie i to bynajmniej nie u jednego bohatera.