... film w ogóle nie był śmieszny. Był wręcz przygnębiający, genialne ukazanie skomplikowanego wnętrza człowieka borykającego się z przeszłością. I teraźniejszością
rewelacyjny sposób pokazania jak człowiek radzi sobie ze stratą kogoś bliskiego i powrotu do normalności.
mysle, ze zalozycielowi tematu chodzilo o to, ze film zaliczany jest do gatunku komedia. a komedia z zalozenia jest smieszna, prawda? ^^
tez uwazam, ze film zasluguje raczej na miano dramatu, tylko i wylacznie - nie ma w nim nic smiesznego. ukazuje losy czlowieka, ktory probuje wygrac z samotnoscia, probuje sie odnalezc. plastikowa lala jest symbolem kogos naprawde bliskiego i realnego, nie bez powodu ten tytul - lars and the REAL girl. ;) pozdro, film calkiem ok :)
Zgadzam się. "Miłość Larsa" to jak najbardziej dramat, nie widzę w nim nic zabawnego, nic komediowego.
Właśnie się dziś zdziwiłam, że Gosling dostał za ten film Satelite w kategorii: Najlepszy aktor w komedii lub musicalu.
Ja w tym filmie nie widziałam nic śmiesznego.
Niektóre akcje były groteskowe, jak na przykład mierzenie ciśnienia, uczestnictwo w mszy, wizyta u fryzjera ("dobrze się zastanówcie, bo już nie odrosną"), czytanie bajek dzieciom. Już tak nie smućcie, bo aż mdli. :)
Dla mnie jednak trochę był śmieszny, zresztą dobrze, że film był okraszony humorem, bo inaczej ta historia byłaby zbyt ciężkostrawna. A tak, kilka razy się zaśmiałem, np: w pierwszych scenach z Biancą, zwłaszcza z min Gusa i Karin, którzy spodziewali się nieco innej towarzyszki kolacji. Do tego dochodzi scena z reanimacją pluszowego misia czy dowcipne komentarze kolegów Gusa. No i jeszcze, gdy Bianca "czytała" dzieciom książkę: miała ją ułożoną w dłoniach a obok leciało nagranie z audiobooka :)
A sam Ryan Gosling strasznie mi tu przypominał Davida Arguette (Dwighta z serii slasherów "Krzyk"), choć wątpię by to było zamierzone.
Zabawne były tylko niektóre zachowania bohaterów, tak jak wspomniał tutaj lew890. Film jest jak najbardziej dramatem. To oczywiste.