Byłem na przedpremierowym pokazie tego filmu w Pałacu kultury i sztuki (kinotece).
Co 20-30 minut kino sala kinowa kinowa robiła się coraz bardziej pusta, a powietrze coraz
gęstsze, po mimo coraz mniejszej ilości widzów.
Ja wytrwałem do końca i szczerze, to gdyby nie ostatnie 20 minut, powiedziałbym że film był
ciekawy i wart zauważenia. Niestety, końcówka pozbawiła mnie złudzeń... DNO!!!
Film ukazuje degeneratów społecznych oraz ludzi u której tej miłości brak. Relacje dwojga
starszych ludzi są dość dziwne, ale możliwe w życiu. Natomiast kontakty z dziećmi...
MASAKRA!!!
jeśli tak jest we Francji (pewnie to generalizacja), to ja francuzom bardzo współczuje.
Praktycznie brak takiej instytucji jak rodzina, natomiast uczucie między żoną, a mężem jest
trudne do określenia, bo czy można tak postępować jak czy można tak postępować jak główni
bohaterowie tej historii?
Podczas filmu człowiek ma wiele czasu na przemyślenia (długie ujęcia z jednej kamery,
podczas których prawie nie ma akcji). Taki zabieg zmusza widza do refleksji, ale... no właśnie,
ale czy aby ta refleksja jest słuszna.
Zastanawia mnie, czy reżyserowi zależało na pokazaniu starości, uczucia między emerytami,
czy może tragedii życiowej? jeśli którekolwiek z tych rzeczy to gdyby nie wspomniane ostatnie
20 minut film rzeczywiście ukazuje pewne relacje i nie pozostawia nas obojętnych wobec
poruszanego problemu/tematu.
Jeśli zobaczycie akcję "jasiek" to możecie wyłączyć film, bo tylko was zdenerwuje.
No przecież akcja z jaśkiem to wg różnych państwa dowód na szalenie wysublimowany i pełen subtelności warsztat reżysera.
omarlittle, brawo. O "Kobiecie.." nie pomyślałem. Pewnie Haneke pomyślał, że jest mega oryginalny.
Wkur....ają mnie filmy, które odgrzewają zastałem schematy i usiłują mi wmówić, że to coś nowego
famous, ale jakie bzdury?
Też nie mam pojęcia o co chodziło Pani Haneke. Scena kluczowa (akcja jasiek) po prostu mnie zdegustowała. Co prawda w ogóle się tego nie spodziewałem, ale czy tu chodziło o miłość?
5 minut po seansie wszyscy ludzie siedzieli w sali cicho, światła się nie zapalały. To mnie zdenerwowało. Czułem, że ludzie na siłę szukają zachwytu, przejęcia, tego słynnego "wgięcia w fotel". Ja tak nie miałem.
tylko czy na pewno kluczowa? w końcu pierwsza scena dosyć mocno sugeruje zakończenie. wydaje mi się, że chciał tym zabiegiem położyć nacisk na sceny codzienności.
Ale pomyślcie tylko, że Haneke w całej tej scenie z jaśkiem (niemiłosiernie spoilerujemy swoją drogą, jest zwyczajnym epigonem. To samo tyle, że z naprawdę emocjonalnym kopem było chociażby w "Locie nad kukułczym gniazdem" Formana. Omarlittle świetnie przywołał też "Kobietę samotną". Obejrzałem ten film tylko raz i jest naprawdę cholernie mocny właśnie przez ostatnią scenę, która autentycznie boli. A Haneke w swojej artystycznej próżności myśli, że odkrywa jakieś nowe lądy?
Jego film to tylko bardziej ambitna wersja Love story