Chodzi mi o to co robiła czasami bohaterka grana przez Ryan, jeżdżąc na rowerze.
Jakoś po obejrzeniu tego filmu, jechałem właśnie rowerem i przypomniałem sobie tą
scenę. No i postanowiłem sprawdzić jakie to uczucie. No i niestety okazało się że naprawdę
niesamowite:/
Jechać w piękny, słoneczny dzień opustoszałą drogą wśród łąk... rozłożyć ręce jak do lotu,
odchylić głowę do tyłu i zamknąć oczy... Naprawdę niesamowite uczucie błogości. Taka
chwila, którą chciałoby się przedłużać w nieskończoność...
Oczywiście nie robię tego na miejskich ulicach. Ale często w lato, gdy jadę gdzieś za
miastem.
Jak dotąd, jeszcze się nie wywaliłem, ale wiadomo, dopóty dzban wodę nosi:)
Nigdy nie próbowałam, ale to musi być wspaniałe uczucie.
Ja czuję się tak, gdy wychodzę przez okno na dach altany każdy powiew wiatru i dotyk promieni słońca na twarzy jest niesamowity.
Mieszkam na wsi, więc nic mi nie zakłóca spokoju i błogości....
Ta jazda na rowerze musi być wspaniała. Może się kiedyś odważe i spróbuję :)
Nie będę ukrywał że nie ma dla mnie nic bardziej zmysłowego niż wiatr i promienie słońca...
Totalny odlot...
Spodobał mi się ten wpis.
Ja tak się czuję, gdy słońce łaskocze po szyi i polikach. Jest ciepłe, ale na tyle słabe, że kiedy na chwilę znika, robi się chłodno.
Trudno to wytłumaczyć.
Film mnie urzeka.
Wiem o czym mówisz:)
Dla mnie takie słońce pojawia się zawsze na jesieni. Jesienne słonce i ciepło są niesamowicie ulotne. Na wiosnę gdy robi się ciepło, masz świadomość że niedługo będzie to standard. Na jesieni wiesz że to ostatnie podrygi lata i że niedługo będzie naprawdę zimno i że trzeba doceniać to co się w tej chwili ma. Że to ostatnie chwile...