Mam bardzo mieszane uczucia po obejrzeniu tego filmu. Sama koncepcja filmu ciekawa, ale notabene diabeł tkwi w szczegółach... i Cage jako anioł jak dla mnie porażka. Można doszukiwać sie pewnych analigii w roli Pitta w Joe Black, tez gra anioła zakochujacego się w "ziemiance" ale jego kreacja choć tez momentami troche infantylna, jednak prowadzona w ciekawy i intrygujący sposób, czasami sprawia wrażenie dziecinnego, ale napewno nie głupiego, a tutaj chwilami ma się odczucie, ze aniołowie są ćwierć inteligentami, a napewno jest nim główny bohater. Do mnie nie przemawia taka koncepcja aniołów, tak jak ich stroje domyślam się, że reżyser na zasadzie łamania konwenansu zrobił z nich "facetów w czerni", ale moim zdaniem odebrał im tym zabiegiem charakter tych "dobrych" bardziej straszą niż uspokajaja, czy wywolują blogi uśmiech a taka ich rola wyłania się z tego filmu i tego i można im odmówić. Docenic należy muzykę bo jest poprostu dobra i postać Mag Ryan, która też mi się podobała.