Uczono mnie na studiach, że treść powieści, filmu czy sztuki może być albo dynamiczna (Bondy i inne Pottery) albo statyczna (Czekolada). Milczące Miasto zalicza się niewątpliwie do drugiego nurtu i przez to nie jest kinem prostym w odbiorze. Punktem wyjścia opowieści jest przyjazd głównej bohaterki do Japonii, by w szkole największego na świecie mistrza sushi poznać filozofię sushi. Rosa jest osobą bardzo otwartą i pełną życia ale czy bez znajomości języka, obyczajów i pieniędzy poradzi sobie w superhermetycznej Japonii? Film, który urzekł mnie bez dwóch zdań :)
Film może urzekać, bo jest inny - wolny w narracji, jak słusznie zauważyłaś, nastawiony na refleksję. Zepsuła go jednak, moim zdaniem, końcówka, którą da się streścić w zdaniu: "Rosa zrozumiała rybę". Tym samym autorzy filmu popełnili dramaturgiczne seppuku , przyznając młodej Holenderce status "Japonki." Dużo ciekawsza i płodniejsza byłaby narracja kończąca się "niezrozumieniem ryby". Dlatego obniżyłem swoją ocenę do 6.