"Mind, Body & Soul" to bez wątpienia zły film, co nie znaczy, że nie może się podobać. Chłopak Brendy (w tej roli gwiazda porno Ginger Lynn Allen) zabiera ją na spotkanie kultu satanistycznego. Niczego nieświadoma dziewczyna jest lekko w szoku, gdy widzi jak jakiś ubrany na czarno po*eb zabiera się do rytualnego mordu na jakiejś niuni. Nagle do komnaty wparowuje policja. Robi się zamieszanie, jakiś dym, czy gaz, wszyscy znikają i zostaje tylko biedna Brenda i niedoszła ofiara mordu. Brenda zostaje aresztowana i musi udowadniać, że nie należy do kultu i pomóc tych popaprańców dorwać.
Fabuła jest nafaszerowana taki kretynizmami, że to głowa mała. Obsada jest przezabawna, podobnie jak dialogi. Szczytem jest sam kult i jego przywódca mówiący diabolicznych głosem. Śmiałem się w głos i parskałem śmiechem co chwilę. Z początku film oglądało się dobrze, niestety, ale po godzinie to wszystko przestaje tak bawić. Ostatnie 15 minut wręcz irytuje. Ile można. Do tego brakuje tu gore. mamy za to najgorszą scenę mordu pod prysznicem, jaką widziałem. Mimo to jak ktoś lubi śmiać się ze złych filmów i bawią go dowcipy o tematyce zło, szatan, sataniści, to można rzucić okiem. Film technicznie jest znośny, coś jak telewizyjny sofcore... a właśnie. W filmie o dziwo nie ma erotyki. Na cholerę więc w obsadzie Ginger? Rick Sloane zebrał większy budżet niż w Blood Theatre, a mimo to zastąpił utalentowaną Mary Voronov gwiazdą porno, która nawet cyckami nie zaświeciła przez cały film. bez sensu.