W moich notowaniach "Misja" jest filmem bliskim statusu arcydzieła. Uważam jednocześnie, że po 1986r. nakręcono bardzo niewiele filmów lepszych lub dorównujących poziomem obrazowi Rolanda Joffe'a. "Misja" to film znakomity, prawdziwa uczta dla duszy, ale jednocześnie obraz, skłaniający do zadumy i refleksji.
Pokazana została w tym filmie bezwzględna logika historii: postęp cywilizacyjny dociera do coraz to nowych zakątków świata, mimo że mieszkańcy tych ziem wcale go nie chcą. Jednak przede wszystkim jest to film o tym, jak bardzo człowiek oddalił się od Boga, o tym, jak mało doskonałym jest jego odbiciem. Widać to na przykładzie kolonistów, którzy, powołując się na "wolę Bożą", sieją śmierć i zniszczenie. Może to już jest nadinterpretacja, ale myślę, że w filmie delikatnie ukazany jest pierwiastek deistyczny: świat pozostawiony przez Boga samemu sobie. Zresztą sam ojciec Gabriel mówi, że "jeśli przemoc jest słuszna, to nie ma już miejsca dla miłości". Ziemie indian Guarani to raj, który zmienia się w piekło wraz z nadejściem kolonizatorów.
Ale jest to również film o winie i próbie jej odkupienia (Mendoza), o trudnej sztuce wierności raz obranym zasadom (ojciec Gabriel), i, przede wszystkim o dwubiegunowej naturze człowieka.
Wspaniałe aktorstwo Ironsa i De Niro, doskonałe zdjęcia i genialna muzyka Ennio Morricone, która jest w tym filmie niczym lekarstwo dla duszy, sprawiają, że "Misję" naprawdę trudno zapomnieć.
Jest w tym filmie wiele scen znakomitych, ale jedna to mistrzostwo świata: płacz Rodrigo Mendozy, kiedy ci "dzicy, zwierzęcy" Indianie wybaczają mu jego dawne winy.
Zgadzam się z tobą w każdym calu.Dobrze że są jeszcze ludzie którzy potrafią docenić to niewątpliwe arcydzieło.Pozdrawiam
Ciekawe refleksje. "Misja" to także film bazujący na micie "dobrego dzikusa", zderzający "złą" cywilizacje białego człowieka z "dobrym" światem ludzi, żyjących blisko natury.
świetne aktorstwo, doskonałe zdjęcia i wyśmienita muzyka stawiają ten film bardzo wysoko. Film daje do myślenia, jest po prostu piekny...
Po wczorajszym seansie "Misji" dodam tylko, że ojciec Gabriel w genialnej kreacji Ironsa to jedna z moich ulubionych filmowych postaci. Niezwykle opanowany, spokojny, wstrzemięźliwy, a zarazem silny i zdecydowany, pełen żarliwej wiary, a jednocześnie czekający na namacalne dowody istnienia Boga, trochę filozof, trochę buntownik, enfant terrible kościoła katolickiego (i władzy państwowej), to jedna z najbardziej niezapomnianych postaci ekranu
A ja owszem, dorzucę swoje trzy grosze. Ciężko było sie dzisiaj obudzić do pracy, ale kazdy ma tam jakąs swoją misję.Genialny film!
jeden z najlepszych filmów w dziejach, w zupełności zgadzam się z autorem postu. Takiej gry aktorskiej, fabuły i muzyki poszukuje w filmach po dziś dzień...
Jako dziecko byłam przekonana, że jest to film sensacyjny, tytuł tak nastrajał...
A potem go obejrzałam, wtedy jeszcze na wideo ;) Misja poruszyła tę lepszą i wrażliwszą strunę mojej natury: wodospady Iguasu, Jeremy Irons, de Niro i muzyka Ennio Morricone...
Teraz takich filmów się nie robi (albo ja nie umiem do nich dotrzeć). Obraz Joffre pozwala choć na chwilę odnaleźc mi prawdziwą wiarę, zarówno w Boga jak i w człowieka!